Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Portugalia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Portugalia. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 29 listopada 2011

Kolorowe szybki

Nie wiem jaka tam u Was pogoda , bo wszyscy dookoła narzekają , ale u mnie dziś ślicznie było....Po smogu jaki nas ostatnio otaczał , po tej szarówce i mgle dziś  obudziło mnie wielkie słoneczko . Na marginesie norma zanieczyszczenia przekroczyła dopuszczalną o 600% / tak - sześćset / , bo te 200% przekroczone  na codzień  to właściwie ...norma . Wracając do słoneczka.....Ja to jakaś dziwna jestem bo słoneczko owszem uwielbiam ale ....tylko na wolnym powietrzu . W domu muszę mieć lekki półmrok , rolety , gobelinowe zasłony , ciemne woalowe firanki ......Jak się więc łatwo domyśleć ta porażająca jasność nie do końca mi sie spodobała. Pamięć  moja przywołała ostatnio podziwiane w Portugalii witraże . Gotyckie kościoły są ich pełne , światło cudownie przesącza się przez kolorowe szybki , rzuca tęczowe refleksy , rozprasza  wszędzie panujący półmrok . Wszystko pięknie , tylko zrobić dobre zdjęcia witrażowych szybek / bo w końcu pod swiatło / łatwo nie jest .... Ciągle uczę się tej sztuki i jeszcze do końca mi nie wychodzi , ale jestem na dobrym tropie i dokonuję postępów .











środa, 23 listopada 2011

Aqueduto das Aguas Livres - Lisboa

Po przerwie wracam dziś do Portugalii . Aqueduto das Aguas Livres czyli Akwedukt Darmowych Wód po dzień dzisiejszy zaopatruję  Lizbonę w słodką  wodę  . Potężny 19-to kilometrowy wodociąg , biegnący od Canecas do dystrybutorni w Amoreiras , zasila m.in. podziemne zbiorniki i miejskie fontanny. Jak na tak imponującą budowlę uważam ,że uwinięto sie szybciutko z jego budową , która trwała w latach 1729 - 1748 . Pomysłodawcą tego dzieła był  król Jan V , który do kierowania pracami zatrudnił sobie dwóch wyśmienitych architektów - byli to : Manuel da Maia i Custodio Vieira . Budowlę cechuje  , patrząc z perspektywy czasu , duża wytrzymałość i pomysłowość. Miejscami łuki rozmieszczono nierówno , naruszając ideały estetyczne,  jednakże takie postępowanie uwzględniało uskoki tektoniczne / a skąd oni o tym wiedzieli ??? / . Sprawiło to ,że akwedukt jako jedna z bardzo niewielu budowli wyszedł cało z wielkiego trzęsienia ziemi jakie nawiedziło Lizbonę 1 listopada 1755 roku . Zwieńczeniem akweduktu jest widokowa promenada , udostępniona miejscami spacerowiczom . Niestety już od dawna, bo od XIX w  jest zamknięta , gdyż miejsce to upodobał sobie do swoich ekscesów bezwzględny złoczyńca Diogo Alves , grasował sobie tam na całego , napadając, grabiąc  a na koniec mordując  przechodniów ....po prostu strącał ich z wysokości na ziemię  ...brrrr
Jan V niestety nie nacieszył się swoim akweduktem ...Dwa lata po jego ukończeniu zmarł , pozostawił nam jednak budowlę imponującą  o niezapomnianym uroku świetnie wpisaną w dzisieją nowoczesną architekturę Lizbony.













środa, 16 listopada 2011

I co teraz będzie ???

Pańcia zajęta , jakoś okropnie zajęta....Wcisnąłem się w takim razie znowu .....Pokrzykują na mnie coś ostatnio ,że tylko na sofach się wyleguję i nic nie robię .A co mam robić ? Much już nie ma , ani niczego co lata , więc nawet nie ma co łapać ....Tylko tak sobie pomyślałem czy czegoś dla mnie nie szykują , bo mój kumpel w Lisbonie nieliche ma zajęcie..... Jakoś się nie widzę w tym zawodzie ....




niedziela, 30 października 2011

Cudowna miłość ,tragiczna śmierć . Ines de Castro i Pedro I


Przełom października i listopada to okres kiedy więcej niż zazwyczaj poświęcamy czasu  grobom  , w szczególności grobom naszych bliskich . Wiadomo – Święto Zmarłych . Odwiedzamy nekropolie , wspominamy  tych , których już  wśród nas nie ma – czas jakby zwalnia  i jakby bardziej otacza nas nostalgiczna atmosfera……  Cmentarze – wiadomo – pełne są grobowców …..   Ja jednak spotkałam dwa najcudowniejsze - jakie dane mi było -widzieć,  nie na cmentarzu,  a w klasztorze O.Cystersów   w portugalskim miasteczku Alcobaca  .  Cudowne te  grobowce wykonane są  z piaskowca a  mieszczą szczątki  portugalskiego króla Pedra  I i  jego wielkiej miłości Ines de Castro.
 Chciałam dziś opowiedzieć Wam  bardzo odległą historię  ich  miłości zakończonej tragiczną śmiercią .  Miłości ,która trwała nawet po śmierci  …. Fakty historyczne przeplatają się z legendą i nie do końca da się oddzielić je od siebie . Rezydentka ,zamieszkała od lat w Portugalii opowiedziała ją pięknie i malowniczo  , postaram się jak najdokładniej powtórzyć wszystko za nią….
Pierwsze małżeństwo Pedra , następcy portugalskiego tronu  , tonie w mrokach historii . Wiadomo ,że oblubienicą była Blanka Kastylijska  i …to właściwie wszystko  .   Z jej sławną poprzedniczką, późniejszą królową Francji  łączyło ją  tylko imię . O naszej Blance nic nie wiadomo . Kolejną żonę wybierano dla Pedra starannie . Wszak miała zostać matką kolejnego następcy tronu . Wybrano kolejną również  Kastylijkę  - Konstancję Manuel , wielce skoligaconą  z możnymi rodami księżniczkę  . Wprawdzie jako dziecko wydano ją już raz za mąż , ale małżeństwo to,  jako nieskonsumowane zostało unieważnione i panna została ponownie wystawiona do zamążpójścia . Pedro zaakceptował  zaproponowaną mu kandydatkę  , zresztą nic dziwnego . Konstancja była piękną kobietą o długich kruczoczarnych włosach , ognistych ciemnych oczach i śniadej cerze .  Skompletowano więc posag , bogatą wyprawę , cały regiment  panien dworskich  i posłano  na królewski dwór . Odbył się huczny ślub i wszystko byłoby jak najzupełniej poprawnie , gdyby nie to ,że Pedro dość szybko  ….zakochał się w jednej z dam dworu swojej żony, pięknej Ines de Castro / to jej oblicze zdobi początek posta /  .
Cóż wiemy o Ines ? Jej przodkowie pochodzili z galicyjskiej i portugalskiej szlachty  , a pradziad był nawet  królem Kastylii-Leonu . Sroce spod ogona nie wypadła , była damą całą gębą  . Wyróżniała się zupełnie odmienną urodą  niż klasyczne  kastylijki . Ines  - subtelna , delikatna i bladolica, olśniła  przyszłego króla swą jasną cerą , cudownymi oczami  i długimi do ziemi włosami w kolorzeBLOND  .  Kiedy tak naprawdę rozpoczął się romans Ines z Pedrem  - nie wiemy  , jednak  wszyscy zaczęli się domyślać , że ma on miejsce . Również do prawowitej małżonki zaczęły dochodzić takie wiadomości  i Konstancja obmyśliła chytry plan…..   Pedro jak na odpowiedzialnego następcę tronu przystało , nie zaniedbywał swej żony , gdyż w romansowaniu mu to wcale nie przeszkadzało  i  zapewnił w rezultacie   swojej żonie  trójkę potomstwa . Chytra Konstancja postanowiła fakt ten w sprytny sposób wykorzystać  na swoją korzyść. Otóż wybrała Ines de Castro na matkę chrzestną jednego ze swych dzieci  . Wedle tradycji i zwyczaju  powodowało to coś na podobieństwo skoligacenia  rodzinnego .  W ten sposób chciała Konstancja uniemożliwić mężowi ewentualne odsunięcie swojej osoby na rzecz wielce możliwego planu poślubienia Ines . Cała sprawa była coraz głośniejsza i definitywnie skandal zażegnał  sam król Alfons IV zsyłając piękną kochankę  syna  daleko , aż pod hiszpańską granicę . W tak zwanym międzyczasie zmarła prawowita książęca małżonka Konstancja wydając na świat swoje trzecie dziecko. Czasy były niespokojne , książę ciągle gdzieś wojował  , wiele kłopotów przysparzał konflikt z Kastylią …. Pedro  bywał jednak potajemnie u swojej ukochanej Ines  , która w ciągu tych wszystkich lat została matką kolejnej czwórki jego dzieci . Miłośc nie mijała i para  z czasem zawarła potajemne małżeństwo .Jak to zwykle bywa po pewnym czasie sprawa się wydała ,z czego królewski teść Ines okazał się być bardzo niezadowolony . Pod nieobecność wojującego gdzieś syna ,  ze względów politycznych  a głównie z powodu możliwego w przyszłości wpływu Kastylijczyków na księcia za pomocą Inês, król Alfons po naradzie z doradcami w zamku Montemor-o-Velho zdecydował się zlecić zamordowanie  pięknej Ines .  Na wiadomość o tym co się stało , oszalały z bólu po stracie ukochanej, książę  Pedro wzniecił przeciw ojcu rewoltę . Zapowiadało się na wojnę domową ale niespodziewanie król Alfons zmarł . Pedro wstąpił na tron. Od razu ogłosił ,że zamordowana  Ines  była od wielu lat jego prawowitą małżonką  i polecił pojmanie jej zabójców . Mordercami Inez byli: Diego Lopes, Alvaro Goncalves i Pedro Coelho  . Jeden z nich  zbiegł , a dwóch poniosło  długą i straszliwą  śmierć . Po trwających  wieczność mękach , król osobiście wyrwał im z piersi serca  i polecił spalić zwłoki . Nie był to jednak koniec. Pedro  kazał ekshumować zwłoki Ines  / a czasu już sporo minęło / ,oblec jej rozkładające się ciało w królewskie szaty i najnormalniej w świecie....  koronować .  Po uroczystości zaś, aby zapewnić hołd swojej małżonce  , w poddańczym akcie  nakazał wszystkim obecnym całowanie jej rąk . Brrrrr…..
Aby upamiętnić ich wielką miłość  zlecił zbudowanie w klasztorze w  Alcobaca  dwóch grobowców  . Legenda mówi ,że umiejscowienie sarkofagów  w przeciwległych transeptach naprzeciw siebie, ma spowodować to , że podczas Sądu Ostatecznego , kiedy obydwoje powstaną , będą mogli natychmiast spojrzeć w swoje oblicza .           Tak właśnie stoją dziś  - grobowiec Ines  w lewym transepcie , grobowiec Pedra - w prawym . Prawda historyczna jest trochę inna, gdyż początkowo mieściły się w jednej , niewielkiej i na dodatek  bocznej kaplicy .
Te , tak zwane nagrobki tumbowe są najważniejszymi zabytkami sztuki gotyckiej  nie tylko Portugalii. Postać królowej emanuje subtelnością i poezją, a figurę króla cechuje majestat. Obydwie postacie otaczają aniołowie, którzy usiłują je unieść. Po bokach obu tumb znajdują się sceny zaślubin, przedstawienia z życia Chrystusa i Marii  /na nagrobku Ines de Castro/  oraz św. Bartłomieja  /na nagrobku królewskim/ . Czoło tumby Ines  jest ozdobione płaskorzeźbą ze scenami ukrzyżowania i Sądu Ostatecznego. Na nagrobku Pedra  widnieje rozeta interpretowana jako wyobrażenie kręgu życia. Perfekcja w wykonaniu nagrobków jest absolutnie doskonała , aż dziw bierze ,że zostały wykonane ludzką ręką , niestety ich twórca pozostaje anonimowy . Część płaskorzeźb z przedstawieniami postaci ludzkich pozbawiona jest głów odłamanych za sprawą żołnierzy  w czasie napoleońskiej okupacji Portugalii. Nie zmienia to faktu ,że całość jest cudowna . Dla mnie ze wskazaniem na sarkofag Pedra ;-)))). Pooglądajcie zresztą zdjęcia.....
Sam klasztor Cystersów w Alcobaca  jest wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO  . Poświecę mu również oddzielnego  posta ……


































piątek, 28 października 2011

Porto z QUINTA DA COSTA DE BAIXO


Pisałam już kiedyś o moim  stosunku do alkoholu   /2010/02/gruzinski toast /, albo raczej o braku  stosunku  .Przypomnę zatem ,że moja abstynencja sięga 99,99 % , więc  moje zainteresowanie tym tematem jest znikome. Być jednak w Portugalii i nie zakosztować u źródeł prawdziwego porto ???  Odwiedziłam , jak łatwo się domyśleć miejscowe  Casa da Vinho  , a tam…. no nie byłam w stanie objąć wszystkich wiadomości  swoim niealkoholowym mózgiem  , cóż nie przyzwyczajony biedaczek …. 





 Tym co napiszę , wcale to ,a wcale nie aspiruję do tytułu znawcy tematu  , koło sommeliera nawet nie leżałam ;-) / ale zabrzmiało / , ale kilka ciekawostek mogę przekazać , wszakże temat jest mocno…smaczny .  Nie to ,żebym się zakochała bezdennie  w smaku porto , ale smak ów  – białego ,półsłodkiego porto podawanego jako aperitif  dość przypadł mi do gustu . Może dlatego ,że jak mnie poinformowano jest to jedyny gatunek porto jaki podlega schładzaniu.  
Porto to wino portugalskie  należące do grupy win wzmacnianych , podobnie jak madera , sherry czy  wermut  .Wzmacniane, czyli otrzymujące w procesie produkcji dawkę mocniejszego , destylowanego alkoholu  tak aby efekt końcowy osiągnął 19-30%  jego zawartości w trunku. Wytwarza się je w dolinie rzeki Douro na północy Portugalii w regionie zwanym Alto Douro .Tak naprawdę każda z rodzinnych winnic posiada własną tajemnicę zbioru winogron , ich przygotowania do procesu produkcji  , poddawania fermentacji . Zatem mówić o produkcji porto  nie ma sensu , gdyż tak jak ze schabowym każda gospodyni  radzi sobie na swój indywidualny sposób i każda ma na to patent  ;-) .  Porto bywa wytrawne , półsłodkie i słodkie . W zależności od odmiany może mieć barwę od ciemnoczerwonej do słomkowej zaś  w  zależności od okresu przechowywania w dębowych beczkach  posiada  większy lub mniejszy udział nuty owocowej , waniliowej czy korzennej .   Najtańsze , o najniższej  wartości , a co za tym idzie i cenie  jest czerwone , słodkie porto Ruby .  Przechowywane średnio tylko ok. 2 lat , często podlega kupażowaniu / mieszaniu roczników / , nie jest zatem rocznikowane.  Porto Tawny  leżakuje w beczkach od 3 do 5 lat posiada zatem nutę bardziej korzenną niż owocową , jest  też zwykle bardziej wytrawne  .  Z  gatunków dostępnych dla zwykłych śmiertelników najlepsze jest siedmioletnie  Dated Port. Raczej słodsze niż wytrawne , nie podlega kupażowaniu i zawsze pochodzi z określonego rocznika . Takie jest właśnie  moje białe porto  pochodzące ze zbiorów kilku rodzinnych winnic sygnujących je QUINTA DA COSTA DE BAIXA   , zawiera 19,5 % alkoholu i rozlewane jest do fantastycznych vintage / niby kolonialnych / , pękatych butelek  - oczywiście korkowane najprawdziwszym korkiem . Jak pisałam jest białe , dość ciężkie , o korzennej nucie . Mocno schłodzone jest wręcz oleiste  , w okresie spożycia kiedy jest nalane do kieliszka i jego temperatura delikatnie się podnosi  zmienia lekko zapach i smak . Jako aperitif przed posiłkiem , do czego jest idealnie stworzone – wspaniale zaostrza apetyt ;-).  Wydaje mi się ,że cena tego trunku o na prawdę  wyśmienitej jakości   nie jest wygórowana . Wynosi ok. 15  euro  .



Jak łatwo się domyśleć istnieją również gatunki porto dla wybrańców  , posiadających mocno zasobne portfele , w szczególności zaś dla koneserów i  wybitnych znawców .  Najdroższy rocznik jaki spotkałam w Casa da Vinho  , stojący na półce  / ponieważ istnieje specjalna sala tylko  dla wybrańców  z wyjątkowymi egzemplarzami / pochodził z roku 1900 i cena owej butelki wynosiła- bagatela – 759 euro  .Nieco tańsze roczniki z lat 1957-1963  dostępne były w cenie od 250 do 400 euro ,oczywiście również za flaszeczkę :-) 

 Są to właśnie te najlepsze odmiany porto . Late Bottled Vintage  /LBV/  , pochodzące z lepszych roczników i dłużej leżakujące w beczkach  oraz   Vintage  ,wino pochodzące z absolutnie najlepszych roczników  . W beczkach leżakowane co prawda tylko ok. 2 lat , ale bardzo długo przebywające w butelkach . Z wiekiem , jak wszystkie wina które posiadają potencjał dojrzewania obniża się w nich poziom cukru i alkoholu , wzrasta natomiast i uszlachetnia ich bukiet .  Aby wczuć się w temat , pisząc tego posta  sączę sobie moje porto , które przyjemnie rozgrzewa mi  wnętrze  , a w ustach na długo pozostawia cudowny smak . Zakupiłam  3 butelki i już widzę ,że będę oszczędzała je mocno / etap obecny to pierwsza butelka zużyta trochę więcej niż w połowie / . Gatunek ten nie jest dostępny do kupienia  w Polsce  , więc nawet nie wygnam Was do sklepu w jego poszukiwaniu , aby podzielić / lub nie / moje nad nim peany ;-) . Zapraszam jednak do degustacji – póki jeszcze jest !

środa, 26 października 2011

Pół pech czyli Ponte Vasco Da Gama w Lizbonie


Most  Vasco Da Gamy  to najdłuższy most w Europie . Jego otwarcia dokonano 29 marca 1998 roku / decyzja o budowie zapadła w 1991 / .Budowlę nazwano na cześć Wielkiego Odkrywcy w związku z  pięćsetną rocznicą odkrycia przez niego   drogi morskiej do Indii . Wzniesiony został  na rzece Tag i łączy brzeg rzeki w  Lizbonie  z miejscowością Montijo  po drugiej jej  stronie.
* Całość tej wspaniałej przeprawy  mostowej  wraz z wiaduktami dojazdowymi liczy sobie 17,2 km.
* Ma sześć pasów ruchu, po trzy w obydwu kierunkach .
*Do pracy przy nim  było zaangażowanych jednocześnie blisko 3300 robotników.
 *Zużyto między innymi 730 000 metrów sześciennych betonu,  100 000 ton stali zbrojeniowej     i 15000 ton stali sprężającej.
*Całość budowli została zakotwiczona na 2 tysiącach  pali.
*Całkowity koszt tej niezwykłej budowli wraz z drogami dojazdowymi oraz węzłami przedmostowymi wyniósł około 1 miliard dolarów.
* Trwałość mostu zaprojektowano na 120 lat.
* Charakteryzuje go odporność na wiatr o sile 250 km/h.
* Może  stawić czoła trzęsieniu ziemi 4,5 raza silniejszemu od siły wstrząsu z 1755 roku w Lizbonie, które niemal doszczętnie zniszczyło wtedy miasto.
Czemu napisałam pół pech ? Porażona wcześniejszym totalnym pechem związanym z Electrico 28 / poprzedni post/  umieściłam plecak ze sprzętem w  autokarowym bagażniku , więc mogłam sobie pogwizdać zamiast robić zdjęcia…… Całe szczęście ,że zostały widoczki zrobione z samolotu  .  Most  jak most -owszem piękny i totalnie imponujący  , aczkolwiek na wskroś bardzo nowoczesny.  Oszołomił , ale nie ujął mnie jakoś za serce .  Jak pisałam to najdłuższy most Europy , ale ma Lizbona jeszcze jednen most  „ naj”….. To najdłuższy wiszący most Europy-  Ponte 25 de Abril -  I TO DOPIERO BYŁO DLA MNIE CUDEŃKO !!!!! Most ten to w zasadzie kopia wiszącego mostu z San Francisco , tyle że  dłuższa . Jak się domyślacie ,poświęcę mu oddzielny post i sporo zdjęć  , bo od czasu wpadki  „bagażnikowej”  aparat był do mnie przylutowany ;-))))











poniedziałek, 24 października 2011

Na początek pech .....Lizbona , Electrico 28

Do Portugalii przymierzałam się co najmniej od 3 lat . Apetyt rósł , setki stron netowych skutecznie zostały przejrzane i tak „ na zaś” dodane do ulubionych - „bo się może przecież przydać” . Logistyka była zawsze moją mocną stroną , więc postęp przygotowań był zadowalający i pewno na wiosnę nastąpiłby poród czyli rzeczona wyprawa portugalska….. A tu co? Elektryzująca wiadomość ! Jest wyjazd …. szybki , przypominający przelot komety , praktycznie zerowy koszt , opcja zapewniająca komfortowy przelot i warunki, ale…. nie do końca o takiej trasie jak marzyłam…. Włączyłam myślenie i wymyśliłam ,ze potraktuję to jako portugalski rekonesans , poza tym podróż do miejsc jakich pewnie w „swojej portugalskiej eskapadzie” bym nie zobaczyła …. czyli szybka decyzja i .... JADĘ / to znaczy LECĘ / !!!!! . Pocieszałam się tym ,że to tylko przygrywka , przystawka na zaostrzenie apetytu i w końcu jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma ……/no w tyłku się człowiekowi poprzewracało ;-) /. Boże , jakie to szczęście ,że ja się tak zaprogramowałam !!! Mój niedosyt , szczególnie dotyczący , Lizbony , od której niejako zaczął się pech , jest dziś tak wielki ,że obawiam się aby nie zwariować do czasu kolejnego jej odwiedzenia - bo to już postanowione ;-)))) Lot odbywał się Lufthansą z międzylądowaniem w Monachium , gdzie zastał nas marznący deszcz / w październiku !!!! / i zaczęło się …. Opóźnienia startów , zamieszanie – doskonale zresztą opanowane przez Niemców , a po boardingu polewanie skrzydeł jakąś substancją niwelującą oblodzone skrzydła ….. wszystko to w rezultacie , jak można było przewidzieć , miało zmienić zdecydowanie czas mojego przybycia do Lizbony . A tam już zafiksowana na konkretny czas przejażdżka Electrico 28 . Masakra jakaś !!!! Electrico 28 . Tramwaj nr 28. To niejako symbol portugalskiej stolicy , atrakcja jakiej nie ominie żaden  rasowy turysta .Rzeczywistość  jednak zaczęła weryfikację mojego planu i okazało się ,że w związku z poślizgiem lotniczym - cudowną tę atrakcję trzeba pożegnać. Półtoragodzinna eskapada nie mogła w żaden sposób zmieścićsię już w naszym planie jescze bardziej go zakłócając , nie mówiąc o tym ,że po prostu tramwaj sobie pojechał bez nas, wioząc pozostawione nasze puste miejsca ….. Śliczne żółte wagoniki Electrico 28 są , jak już napisałam , charakterystycznym elementem Lizbony . Przejazd po położonym na wzgórzach mieście , ciasnymi , wąziutkimi ulicami to ponoć niezapomniane przeżycie jakiego nie dane mi było / na razie/ doświadczyć . Tramwaj pnie sięw górę i w dół uliczkami Alfamy , poprzez Baxia i Bairro Alto . Rozpycha się po wąskich zaułkach , niejednokrotnie ociera o napotkane przeszkody , a motorniczy ciągle sprawdza czy da się jechać dalej ;-))). Pozostało cieszyć się jeszcze tym ,że zaraz znajdę się w dzielnicy Belem i ujrzę Mosteiro dos Jeronimos , Torre de Belem czy Padrao dos Descobrimentos / o tym wszystkim będzie …a jakże / Pierwsze koty za płoty , pierwszy pech przebolały / z trudem wielkim / , następnym razem opowiem o pół pechu ….Moście Vasco da Gamy……później już pójdzie z górki…..
Aby chociaż trochę rozpromienić moje oblicze, pod Torre de Belem znalazłam arytstę malarza sprzedającego swoje prace namalowane w technice akwareli i na otarcie łez nabyłam jedną ....Oczywiście przedstawia Electrico 28 ;-))))) .......Przysłowie zatoczyło koło ....jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma ......




                              

sobota, 22 października 2011

Pawie oczka ......tytułem zachęty ;-)))

Bynajmniej nie zaginęłam znowu ;-)  , penetrowałam Portugalię ..... Penetrowałam to właściwie za dużo powiedziane - przeleciałam jak tornado, ale JUŻ WIEM  ,że szybko tam wrócę !!!! Zeby się w tym postanowieniu utwierdzać i motywować , będę się  dzieliła z Wami moimi przeżyciami i wspomnieniami. Póki co jestem na etapie obrabiania zdjęć a praca to niemała ....Nafociłam  ok 1200 sztuk , ale jak znam życie to jakieś 300 pójdzie w piec ;-).
Dzisiaj takie ślicznutkie coś.....popełnione w samolocie .....a że słoneczko mocno świeciło to szybka samolotowa miała tęczowy refleks  i  zdjęciuszko jak dla mnie arcyciekawe wyszło......
Zbiorniki wodne zamieniły się w pawie oczka  , fotka w stanie oryginalnym  - powstała bez żadnego programu ulepszajacego ;-)))