środa, 27 stycznia 2010

Urodziny, urodziny.......


27 stycznia ,to 27 dzień roku w kalendarzu Gregoriańskim. Do końca roku pozostaje jeszcze 338 , a w roku przestępnym 339 dni. Według kalendarza hebrajskiego 12 szwat 5770 , islamskiego 12 safar 1431 ,rewolucyjnej Francji 7 pluviose CCXVII . Wschód słońca o godz. 7,24 , zachód o 16,14 .Dzień trwa 8 godzin i 14 minut. Znak zodiaku Wodnik , księżyc w ostatniej kwadrze. Kilkunastu solenizantów obchodzi imieniny ,kalendarz historyczny odnotowuje wiele wydarzeń. Znane , nieznane, mało znane ….. / o jednym nie słyszałam na pewno : w 1957 roku odbyło się pierwsze losowanie Toto Lotka ;-)))) / , W 1073 miał miejsce sławetny wybuch Wezuwiusza , w 1302 Dantego wygnano z Florencji , w 1888 Amerykanie założyli National Geographic , a w 2008 książę Walii Karol w wieku 59 lat i 74 dni stał się najstarszym następcą tronu w historii brytyjskiej monarchii , pobijając rekord swego prapradziada , syna królowej Wiktorii , Edwarda VII. Rok temu urodziły się w Kalifornii ośmioraczki , a czas jakiś temu JA SAMA !!!!! Nie liczcie ,ze podam rok MOICH NARODZIN . Ci co mają wiedzieć – wiedzą , ci co nie mają – nie muszą . Lista tych co świętowali lub świętują nadal ze mną ten dzień jako dzień swoich urodzin jest długa . Kilka nazwisk jednak ku podniesieniu własnego ego mogę wymienić : W.A.Mozart , Lewis Carroll , Wilhelm II Cesarz Niemiec , Michaił Barysznikow , Mimi Rogers ….
Urodziłam się w Szpitalu Marynarki Wojennej , stąd pewnie wzięła się waleczna trauma mojego życia . Nieopodal ,na tej samej ulicy, zamieszkał później pewien elektryk , co wywalczył sobie fotel prezydenta , a ja w końcu po kilkunastu latach powróciłam tam jako uczennica Szacownego Liceum. Nie jest moim zamiarem opisywanie dróg i bezdroży mojego życia. Rok od poprzednich urodzin nie był jakiś fantastycznie udany , ale gorszy chyba też nie . W zasadzie constans , ale ….kto stoi w miejscu ten się cofa .Co by jednak nie biadolić , powiedziałam sobie za Heraklitem „ pantha rei „ tak wiec jakoś tam w tym maluśkim ruchu pozostaję ;-)). Wiele już w tym swoim życiu dokonałam , ale jakoś tak ciągle mało się wydaje .Wiele już zobaczyłam , ale też ciągle niedosyt mam wielki . Wiele dobra zaznałam , ale i zła sporo . Bilans pozostaje bilansem i można na niego spojrzeć z dwóch płaszczyzn , a mianowicie z takich że ,stoi przed nami szklanka do połowy pełna lub ,że szklanka ta jest w połowie pusta . Wybór płaszczyzny pozostaje zawsze w zgodzie z aktualnym humorem ;-)
Na ten rok zrobiłam kilka postanowień . Oczywiście jedno jest ze mną od ZAWSZE - cos tam schudnąć ;-))) , zacząć blog sobie pisać ,żeby w razie czego mieć gdzie trochę pary wypuścić , może zacząć robić w życiu to co bardziej się lubi niż to co do tej pory się robi , postanowiłam też NIE PRZESTAWAĆ palić ,bo wcale nie mam ochoty tego robić , a społecznej presji poddawać się nie mam zamiaru . Nie zmienia to faktu ,że życzyłabym sobie dużo zdrowia zarówno fizycznego jak i psychicznego ;-). Jest jeszcze kilka miejsc na świecie ,które bardzo chciałabym odwiedzić , może więc dane mi będzie odbyć romantyczną podróż do Toskanii , albo pławic się w ziemskim raju na Malediwach czy Seszelach ,tudzież ujrzeć cud miłości zaklętej w marmurze - Tadż Mahal w Agrze. Jest też miejsce ,które chciałabym odwiedzać częściej niż to robię – moje Rodzinne Miasto .
Co kilka czy kilkanaście lat człowiek zamyka pewne rozdziały swojego życia i rozpoczyna pisać nowe. Przez ten rok ja też chciałabym zamknąć pewien rozdział i rozpocząć nowy .Enigmatyczne sformułowanie , ale niech tak zostanie . I niech pojawią się w moim życiu nowi , wspaniali przyjaciele , dołączając do rzeszy już istniejących ,bo wrogów / może raczej tych nieżyczliwych / mam już stałych i niech pozostaną w swoim kręgu nie zmieniając ilości ;-) .
Navigare necesse est , vivere non est necesse . Zawsze znałam tłumaczenie dokładne - iż żeglowanie koniecznością jest natomiast życie nie . Ostatnio poznałam nowe, szersze i wielce metaforyczne . Żeglowanie jest ważniejsze od życia .
I NIECH KAŻDY TŁUMACZY TO SOBIE JAK CHCE ,ALBO PO SZKOLNEMU -„CO AUTOR MIAŁ NA MYŚLI ? „

sobota, 23 stycznia 2010

Szlafrok



To ja. Kalif Hamada ,członek klanu Shar pei czyli Chińskich psów bojowych / nazwa tylko taka ,bo milusi jestem /. Razem z Pańcią tu mam występować , więc jestem. Mam w domu swoje posłanie , mam swoje łóżko / nie mylić z posłaniem/, mam swoje miski ,kosmetyki i wiele innych rzeczy. Tak naprawdę to właściwie mam to co chcę , bo raczej niczego mi się nie odmawia. Mam też od dziś swój szlafrok. Nie do końca mi się podoba ,bo jest różowy ,a ja w końcu jestem facetem ,ale ostatecznie może być. Uszyty z frotki , zaopatrzony w logo wiodącego producenta psiej żywności , no po prostu exclusive .Mam go ubierać po kąpieli.

Kąpieli zażywam , rzecz jasna w łazience ,gdzie stoi wprawdzie wanna , ale to tylko Pańci wanna ,więc tam się nie kąpię .Zresztą nie podoba mi się bo jest wielka , głęboka , stoi na lwich łapach i jak jestem w środku to nic nie widzę. Ja kąpie się w kabinie , a w zasadzie jestem kąpany przez Pańci syna , siedzimy sobie tam razem , szamponik , masażyk , drapanko ,ogólnie jestem zadowolony. Kąpiel ogólnie jest raczej przyjemna , byle nie trwała za długo. Właśnie z okazji nabycia mojego różowego szlafroczka została zorganizowana kąpiel , ponad programowa , myślę ,że Pańcia chciała go wypróbować. Pańcia mówi ,że wyglądam słodko , więc chyba tak jest. Potem jeszcze tylko kolacyjka i pójdę spać. Dziś dostanę ryż ze śmietanką , jogurtem i cynamonem .Uwielbiam. Pyszności. Oboje z Pańcią uważamy ,że to nic wstydliwego takie dbanie o psa. Jest takie przysłowie ,że jak się cos oswoi to trzeba o to dbać, a Pańcia widać bierze to dosłownie ;-))). Zresztą niektórzy ludzie ,jak widzą zadbane i wypielęgnowane psy , stukają się w głowę .Osobiście nie widzę w tym nic złego , bo skoro ludzie bawią się w pewnych dziedzinach w Boga , to czemu psy na ten przykład także w pewnych dziedzinach nie mogą bawić się w ludzi ??? To tak moim skromnym zdaniem… Mam do omówienia jeszcze kilka takich newralgicznych tematów , dotyczących nas psów, ale pozostawię to na inny raz. Zdania swoje będę wypowiadał szczerze i bez zażenowania .Ludzie czasem mówią o kimś „fałszywy jak pies” , to nas obraża .To ludzie w większości są fałszywi i nieszczerzy . Podporządkowują się schematom swojej rasy ,tylko po to żeby przypodobać się innym członkom swojego stada. Kłamią nawet jeśli opisują swoje relacje z nami ,myślą inaczej a boją się to wyrazić. A przecież w końcu świat i tak dzieli się na tych co z psami sypiają i na tych co się do tego nie przyznają.

piątek, 22 stycznia 2010

Dziadek Zygmunt


Nie wiem co ja wtedy przeskrobałam ?! Nie pamiętam ile miałam lat , ale na pewno bardzo niewiele / może 5 najwyżej / i dorobiłam się kary ! Kara jak dla mnie była dotkliwa – klęczenie na grochu ! Zaordynowała ją mama , ale było to w domu Dziadków. Na nic było wstawiennictwo , miałam klęczeć i już !!! To pierwszy zapamiętany obraz jaki przywołuje mi na myśl Dziadka . Klęczał wtedy w tym kącie razem ze mną ,żeby mi dodać otuchy , jak dziś mi się wydaje. Dziadek był łagodny i miał wiele cierpliwości , nawet przed babcią mieliśmy swoje tajemnice. Codziennie wieczorem celebrował oglądanie Dziennika Telewizyjnego i zawsze wtedy przy jego fotelu , obok stojącej lampy , na niewielkim stoliczku pojawiało się naczynie / no bo jak nazwać kubek o rozmiarach wiaderka / wypełnione przepyszną herbatą , słodką nieskończenie i doprawioną ogromną ilością cytryny. Wszyscy mu tę herbatę w tajemnicy podpijali ,chociaż każdy krytykował Dziadkowego ulepka ,że taki niezdrowy. Ja należałam chyba do przodujących podpijaczy i do dziś pozostało mi to ,że herbata musi być słodka i mocno kwaśna ! To drugi obraz dziadka w mojej głowie. Trzeci nierozłącznie związany jest ze zwierzętami .Dziadek kochał zwierzęta bardzo , a już psy w szczególności. Zwierząt w domu było zawsze dużo . Po piwnicach kryły się dzikie koty, których nikt nie wyrzucał na zimę , rodziły się tam kocięta, które dziadek zawsze umieszczał w pudełeczku ze szmatkami . Na dachu w specjalnej wolierze mieszkały gołębie ,dokarmiane przez Dziadka pszenicznym ziarnem . Do tego wszystkiego królowały jeszcze trzy psy. Pierwsza była Mika – niedobry , samolubny i niedotykalski pekińczyk. Nie wiem skąd się wzięła , ale nikt oprócz dziadka jej nie lubił , ja zaś jej się bałam. Ona też właśnie Dziadka i tylko jego ,darzyła bezgraniczną miłością. Rezydowała na Dziadkowym fotelu i nikomu oprócz niego nie pozwalała tam siadać. Kiedyś Mika przeżyła romans a jego owocem był Bobik. Śmieszny podpalany kundelek z zakręconym ogonkiem . Bobik był moim ulubieńcem , zresztą chyba z wzajemnością , mimo swej kundelkowej postury był całą gębą elegantem i arystokratą. Głowę nosił wysoko , dumnie paradował i nigdy nie wdawał się w żadne psie awantury. Razem z Dziadkiem i Bobikiem przemierzaliśmy najbliższe okolice. Trzecim psem , jedynym jaki nie miał wstępu na pokoje był Kazan – owczarek niemiecki .Dziadek uratował go przed śmiercią. Kazan był bardzo chory , miał padaczkę i co jakiś czas dostawał ataku .Bardzo się nim dziadek wtedy opiekował. Tak sobie myślę ,że ta moja miłość do zwierząt to przeszła na mnie od Dziadka , przeszła w całości i jeszcze się chyba rozrosła ;-) ! Nie ma takiego drugiego wariata jak ja w naszej rodzinie. Uwielbiał też Dziadek latem w ogrodzie ,grywać w karty – w tysiąca . Dawał się przy tym oszukiwać swoim zięciom i synowi , bo dziadkowe okulary wszystko dokładnie odbijały ,łącznie z widokiem kart . Pamiętam też ,że to ja zdemaskowałam oszustów ;-)))). Dziadek był bardzo skromny, uczciwy i prawy .Religijny w sposób nie narzucający się , szalenie słowny i konsekwentny. Zawsze podziwiałam ,jak wielkim szacunkiem darzą go zarówno ludzie starsi jak i młodzi , jego podwładni i ci ,którzy stoją w hierarchii wyżej od niego . Dziadek miał w sobie to coś , że praktycznie w każdej sytuacji pozostawal autorytetem.
Chyba po raz pierwszy w swoim życiu ,pisząc te oba posty babcino-dziadkowe uzmysłowiłam sobie jak wiele od Nich przejęłam , jak wiele się nauczyłam i jak wiele pierwszych zaszczepionych przyzwyczajeń i doznań towarzyszy mi niezmiennie do dziś. Często zastanawiamy się po kim cos tam mamy…. Pierwszy raz tak wyraźnie widzę ,jak wiele odziedziczyłam po Dziadku i Babci , cieszy mnie to ,że choć odrobina Ich przetrwała we mnie.

czwartek, 21 stycznia 2010

Babcia Janina


Jakoś tak sobie myślę , że dzisiejsze Babcie naszych dzieci to już nie to samo co nasze Babcie czy Babcie naszych rodziców. Czymże wyróżnia się dzisiejsza babcia? Babcia jest mocno zaaklimatyzowana w technice , skomputeryzowana , otoczona siecią komórek , a przede wszystkim nie wygląda jak babcia, czasem wygląda nawet lepiej niż własna córka , a już na pewno ma więcej czasu niż ona i pożytkuje go na swoje świadome przyjemności. Czy to źle ? Nie. No niby nie… ale wolałam swoją Babcię , która mimo wszystko nas wnuki stawiała na pierwszym miejscu ponad wszystko. Miałam jeszcze to szczęście ,że byłam wnuczką pierworodną , taka wnuczka ma zawsze specjalne miejsce w babcinym sercu. Spędzałam w domu babci sporo czasu , znałam wszystkie jego tajemnice , schowki , kryjówki. Moje w nim najukochańsze miejsca to była kuchnia i spiżarnia . Jakkolwiek kuchnia była ogólnie dostępna tak do spiżarni trzeba było posiadać specjalny klucz , który schowany był w przepastnej kieszeni babcinego fartucha . Bywałam w tej spiżarni z Babcią , potem zdobyłam już jej zaufanie i mogłam tam chodzić sama po potrzebne specjały / na jej polecanie oczywiście / .Dokładnie pamiętam to miejsce a nawet jego zapach ! Na półkach stały w specjalnych ,białych , płóciennych woreczkach zapasy mąki , kaszy , cukru , ryżu . Dorocznie robione przetwory warzywne , suszone grzyby , dżemy ,powidła. Jesienią pojawiały się skrzynki z jabłkami poprzekładanymi siankiem , a bywało również ze po zdobyciu wiejskiego świniaka czy cielaka , przeróżne kiełbasy, kaszanki , boczek i smalczyk w kamiennej fasce. Wielu z tych dobrodziejstw dostarczał babciny ogród , gdzie rzędami pyszniły się po kolei w zależności od pory wszelkie pyszności. Wiosną nowalijki – sałata , rzodkiewka ,szczypiorek ,z czasem marchewka , botwinka, pietruszka…. Stały dumnie w rzędach pomidorowe krzaczki , grządki z ogórkami ,bobem i fasolką. Na końcu ogrodu , w jego rogu znajdował się cały zagajnik z krzakami agrestu , czerwonej i czarnej porzeczki i oraz najsłodszych pod słońcem malin , a wśród nich ul !!!Jego okolice omijałam jednak z daleka. Ogród był wielki i drugą jego część zajmowały kwiaty .Dumnie stały tam cudowne piwonie , roże , irysy , rosły skromne nagietki , bratki ,stokrotki i nasturcje , a wszystko to okalały krzaki jaśminu o zniewalającym zapachu. Nie wiem czy to za przyczyną babci i jej ogrodu do dziś wielkim sentymentem darzę te gatunki ? Czy to za jej przyczyną , jak mówi mama, wsadzę do ziemi każdy badyl i wyhoduję z niego jakieś cudo … Faktem jest jednak to ,że kocham rośliny , kwiaty , zioła .Nigdy nie ucząc się gotować umiem to robić z łatwością i jak słyszę doskonale. Są takie chwile ,że wiele bym dała aby móc cofnąć się do tych czasów , siąść obok babci na ławeczce i przytulić się do jej moherowego ,szmaragdowego szala w kratę , pachnącego perfumami „Pani Walewska”. Albo …wylizać paluszkiem opróżniony kieliszek po wiśnióweczce czy Cassisie ;-))). Albo lepić niezliczone ilości pierogów , uszek czy kroić całe kopy leniwych pierogów , zaganiać ciasto na makowce i baby drożdżowe , nawet ucierać chrzan na ćwikłę….. Jak cudowny jest ludzki mózg , że pozwala nam przechować wszystkie te wspomnienia , zapachy i obrazy. Dziękuję Ci Babciu za wszystko i mimo ,że Twojego świata już nie ma ,potrafię przywołać go w najdrobniejszym szczególe jak tylko zamknę oczy!!!!! Wiem ,że to za Twoją sprawą .

niedziela, 17 stycznia 2010

W MAGLU CZYLI NA SIŁOWNI odc 1. Kłopotliwy prezent


Zainspirowana moją wczorajsza opowieścią o krewetkach w karniszach ;-))) , stwierdziłam ,że takie myśli , mądrości i plotki wymieniały sobie nasze babki ni mniej ni więcej w maglu .Zważywszy , że magiel jako taki ,czyli nie maszyna a miejsce przestał już chyba istnieć ,znaleźć trzeba jakieś miejsce alternatywne do wymieniania wszystkich tych plotek i newsów. Pierwsze co przyszło mi do głowy , a co z maglem wielce jest skoligacone to SIŁOWNIA . Maglujemy tam wszakże nasze ciała w celu ujędrnienia , wygładzenia , polepszenia a oprócz tego maglujemy umysł po prostu plotami / no nie da się ukryć /. Do rzeczy!!! Dzisiejszy post będzie pierwszym z cyklu W MAGLU CZYLI NA SIŁOWNI. A cykl jak to cykl będzie miał swoją, co jakiś czas ,kontynuację.
Violka, wielce interesującą kobieta w wieku co prawda mocno balzakowskim, jednakże mimo to atrakcyjnym, pewnie wkroczyła na salę. Jej przyjaciółka Gośka, już od 10 minut rozciągała pracowicie mięśnie , ale Violka zdała się tego nie widzieć. -- No witaj kochana , ale mam niusa , dasz wiarę ? Dostałam prezent i wiesz co ?...Nie wiem co z nim zrobić … /////--Jak beznadziejny ,to sprzedaj na Allegro ,no bo superowy trzeba by chyba zatrzymać. A w ogóle od kogo ten prezent i z jakiej okazji??? ///// I tu Violka jednym tchem wyrzuciła z siebie -- Od Radzia , no wiesz już dawno nam się nie układa , ale prezent postanowił mi dać wspaniałomyślnie, jakoby w celu wyjaśnienia sytuacji i dla mojego dobra , bo bardzo mnie cały czas kocha i chce mojego dobra …i kazał mi sobie wziąć KOCHANKA !!!///// Violka zmęczona swoim słowotokiem opadła na ławeczkę do ćwiczeń , a Gośka spojrzała na nią wcale nie zdziwiona -- O , kochana takie prezenty to się przyjmuje! Bezapelacyjnie ! Szczególnie jak ci je mąż ofiaruje ! Powiem krótko ,bo tu nie ma czego rozwlekać. Czy ty masz moja droga jakieś problemy natury moralnej , skoro własny mąż ich nie ma i wyjeżdża ci z takim podarkiem ???? Ty jesteś po prostu szczęściara!!! Rozpakowałaś już przynajmniej ten prezent ???/////Violka patrzała na nią jak na jednorożca i nieśmiało spytała –Jak to rozpakowałam??? ////--No po prostu! Masz już tego kochanka? Jezu dziewczyno ,czy ty nigdy nie zmądrzejesz? To jest absolutnie kuriozalny ,rewelacyjny ,genialny i co tam jeszcze prezent !!! I do tego jeszcze darowany z chęci dbania o twoje dobro ! ///// Biedna Violka zdawała się dalej nic nie rozumieć i w jej oczach zaszkliły się łzy – Ale po co mi kochanek??? /////-- Po co? No to ja ci powiem po co , skoro taka niedouczona jesteś !!! KOCHANEK to jest to czego ci najbardziej teraz potrzeba , więc prezent jest trafiony w dychę. Zrekompensuje ci znakomicie brak zainteresowania ze strony Radzia. ///// I tu Gośka stanęła jak Statua Wolności z uniesioną ręką i zaczęła recytować jednym tchem , bez zająknięcia , a nad jej głową rozbłysła jakaś taka dziwna łuna światła. Wyglądała jak nawiedzona ! – Kochanek jak już jest z kobietą, poświęca jej całą swoją uwagę , nie czyta w tym czasie gazet , nie gra na konsoli , nie ogląda Ligi Mistrzów , nie idzie z kumplem na piwo ,nie chrapie – bo nie śpi .Woli spotkanie z kobietą i chce je wykorzystać na maksa. Pamięta o jej urodzinach , imieninach , walentynkach , tłustym czwartku , dniu tygodnia kiedy ją po raz pierwszy zobaczył i jeszcze do tego o tym jaka leciała wtedy piosenka .Kochanek wie jaki masz kolor oczu , zna mapę wszystkich pieprzyków na twoim ciele , wie jaki nosisz rozmiar bielizny , jakie pieszczoty lubisz najbardziej i nawet to czy słodzisz kawę , albo ,że w ogóle jej nie pijasz. Kochanek wie to wszystko bo całkowicie wypełniasz tę przestrzeń jego myśli , która zawiera instrukcję jak sprawić kobiecie przyjemność. Stara się cały czas ,bo wie ,że zawsze może cię stracić i nie zabezpiecza go podpisany w urzędzie papierek. Jest ci źle ? Kochanek zadba o to by było inaczej : przyspieszy bicie twojego serca , sprawi, że poczujesz się kobieca , ważna , podziwiana , kochana…. A wszystko to będzie jeszcze spotęgowane ,bo pamiętaj moja droga ,że wszystkie swoje dobre uczynki robi w stanie permanentnego stresu i zagrożenia ,że mimo wszystko zazdrosny mąż go dopadnie / chociaż wiemy ,że to pies ogrodnika- sam nie zje a drugiemu nie da /. Jak więc możesz nie docenić takiego prezentu jakim jest kochanek , skoro dla ciebie narazi swe wątłe życie ??? Przecież nie ma większego poświęcenia!!! ///// Dopiero teraz dało się zauważyć ,że w koło zaległa cisza .Na krótko ,bo kobitki zaczęły bić brawo ,klaskać, skakać , piszczeć, tupać ! A faceci? Zdecydowanie dało się zauważyć dwa obozy . Pierwszy obóz – wyluzowany , z nikłymi i nieśmiałymi uśmiechami na twarzy i drugi – zgaszony , speszony ,z poszarzałymi twarzami i bądz co badz zdziwionymi minami. Violce wydawało się ze mignęła jej tam twarz Radzia , ale to tylko na moment ,bo w sąsiedniej grupie jej uwagę przykuł już wpatrzony w nią jak w słońce przystojny facet . Zabrała się zatem za rozpakowywanie swojego prezentu. No i jak tu nie docenić dobrej przyjaciółki , a już na pewno męża z gestem ???

sobota, 16 stycznia 2010

Historia z morałem .


Zredagowałam tu po swojemu wielce ciekawą opowieść , jaka niedawno zasłyszałam będąc w towarzystwie. Ubawiła mnie najpierw ogromnie , ale potem przyjrzałam się jej refleksyjnie. Jednak jak by na nią nie patrzeć jest wielce pouczajaca. Oto ona
Często najpierw ludzie się kochają ,a że linia losu jest cienka ,cieniutka bywa ,ze szybko się nienawidzą. Coś tam sobie uzbierali i zwykle się tym dzielą. Sprawiedliwie? Niesprawiedliwie? Nie o tym ma być , to kwestia innej natury. Jednakże bywa przeważnie tak ,ze obie strony nie są jednakowo usatysfakcjonowane owym podziałem.
Facet jak to facet , /nazwijmy go pan X /znalazł sobie nowszy model -nie auta ani komórki ,ale kobiety. Porzucił więc żonę dla młodego cuda , a niech ma !!! Świeżo zaś zaślubiona ,nowa pani X wyraziła życzenie zamieszkania w rezydencji małżonka. Ponieważ oblubieniec posiadał lepszego adwokata niż jego pozostawiona „stara” żona ,plan musiał się powieść ,a skoro musiał - to się powiódł. Była pani X dostała tylko trzy dni na wyprowadzkę z dotychczasowego lokum. Systematyczna i opanowana już po ostatnich przejściach / a jakże !!!!/ dawna pani X przez cały pierwszy dzień pakowała swoje walizki, pudła , kartony i co tam jeszcze miała. Drugiego dnia, wynajęta przez nią ekipa przewiozła wszystko do jej nowego miejsca zamieszkania .Trzeciego dnia….
Trzeciego dnia zaś usiadła samotnie w swoim byłym domu , w swojej byłej pięknej jadalni ,przy swoim oczywiście byłym stole .Przygotowała wszystko starannie .Zapaliła świece , włączyła nastrojową muzykę i podała sama sobie wykwintną kolację składającą się z krewetek , kawioru i białego wina. Na koniec odbyła sentymentalną podróż po wszystkich pomieszczeniach swojego byłego domu i w każdym włożyła w karnisz skorupkę krewetki i odrobinkę kawioru. Jako ,że była dobrze wychowaną kobietą , sprzątnęła po kolacji , zamknęła dom i odjechała do swojego nowego miejsca zamieszkania Pan X dość szybko wprowadził do owego gniazdka nową jego Panią i wszystko do pewnego momentu układało się sielankowo. Pewnego dna w całym domu zaczęło śmierdzieć. Przykry zapach próbowano najpierw usunąć prostymi metodami: myto , prano , sprzątano , wietrzono… Na nic !!! Wyprano wszystkie dywany , rozłożono dezodoranty , specjalistyczna firma sprawdziła nawet wszystkie przewody wentylacyjne i temu podobne ,czy aby przypadkiem nie rozkłada się w nich jakieś zwierzątko….. Na nic !!!! Zapach był tak przykry ,że znajomi przestali składać wizyty , firma remontowa pracująca przy podnoszeniu standardu rezydencji /na wyraźne życzenie nowej pani X / odmówiła dalszej pracy a świetnie opłacana pomoc domowa uciekła w popłochu. Jako ostatni opuścili swój tonący okręt państwo X , po prostu oni również nie byli już w stanie wytrzymać tego wszech występującego smrodu.
Dom wystawiono na sprzedaż , za wielce atrakcyjną cenę ,jednak dość długo nie znalazł się żaden kupiec. Mimo obniżenia ceny ,nadal nie było chętnego na smrodliwą rezydencję. Sprawa zrobiła się już głośna i żadna Agencja Nieruchomości nie chciała pośredniczyć w sprzedaży. Pan X postawiony pod ścianą nabył na życzenie swojej nowej Pani - kolejne ,piękne ,wygodne i oczywiście drogie lokum, zaciągając przy tym niebagatelny kredyt . I oto jak króliczek z kapelusza pojawiła się na firmamencie dawna pani X. Była małżonka zadzwoniła pod jakimś tam pretekstem i przypadkiem / a jakże by inaczej / zapytała co tam słychać ???? Mocno przybity były małżonek opowiedział prawie z płaczem historię smrodliwego domu , wciągając w to nawet jakieś domniemane siły nadprzyrodzone / jakże był blisko poznania prawdy !!!!/. Dawna pani X postanowiła w imię starych sentymentów pomóc byłemu małżonkowi. Otóż zaproponowała ,że w zamian za rezygnację z części należnych jej alimentów chętnie nabędzie swój dawny dom ,bo bardzo za nim tęskni…. Pan X postanowił kuć żelazo póki gorące. Zgodził się na warunki byłej żony , stawiając jednak swoje. Zaproponował ,że odstąpi dom za 1/100 jego wartości ale NATYCHMIAST ,tego samego dnia , finalizując sprawę u notariusza. Dawna pani X przystała na propozycję i już po kilku godzinach nowy Ulisses i jego małżonka z chytrą miną przyglądali się jak wynajęta ekspresowo firma przewozowa pakuje ich cały dobytek w celu ekspedycji do nowej siedziby ....oczywiście karnisze również. A jakże !!!!

poniedziałek, 11 stycznia 2010

Kolekcja win,wspomnień i uczuć czyli możliwy sposób na nieśmiertelność.



Piotruś jest górnikiem. Piekielnie inteligentnym górnikiem Mimo sporej różnicy wieku nawet się dogadujemy , a może właśnie dlatego się dogadujemy. Wypowiem się, mam nadzieję za nas dwoje, że lubimy sobie pogadać i jakoś tak na wzajem się motywujemy. Należy do typu ludzi jakich najbardziej cenię i uwielbiam – wali wszystko prosto z mostu . Piotruś jest wieloboistą ,tzn. zajmuje się wieloma rzeczami , wielu rzeczy doświadczył i wielu ludzi mógłby obdzielić doświadczeniami swojego wcale niedługiego życia.
Ostatnio dowiedziałam się ,ze Piotrusiowy tata robił niezrównanego smaku wino z czerwonych winogron. Piotruś też zrobił , ale jak mu się wydawało , wino było podłej natury ,więc je unicestwił zasilając kanalizację miejską. Jakowyś cud sprawił ,że uchowała się jedna butelka i po półtorarocznym leżakowaniu została odkryta !!!! Zawarty w niej trunek okazał się być winem o wybornym smaku ! Niestety niewiele go było , szybko się zmyło i pozostał niedosyt. Pomyślałam ,ze skoro tak , to należy Piotrusia zmotywować do ponownego wyrobu dionizosowego trunku ! No i poszło jak po maśle !

W najbliższym winnym sezonie powstanie wino produkcji Piotra , zostanie rozlane do indywidualnie dobranych butelek , zamkniętych najlepszym korkiem i opatrzone ręcznie wykonanymi etykietami. To jeszcze nie koniec. Każda butelka posiadać będzie indywidualny smak ,ale jak tego Piotuś dokona to już nie wiem . Wiem natomiast ,że te każda z tych manufakturowych etykiet zawierać będzie dedykowany wiersz / bo Piotruś również wiersze tworzy /dla osoby z myślą ,o której wino powstało.
OCZYWIŚCIE ;-)))))) jestem odbiorczynią takowej jednej butelki Chateau Hajer. Powstała już nawet dedykacja na moją etykietę …..
"W winie tym skryta jest tajemnica w smaku czai się obietnica - rozkoszy niespełnione j marzenie ulotne jak Zefira tchnienie miłością w każdym calu przepełnione. Kusi swym pięknem dojrzałym w barwie swej wspaniałym dla ciebie Jolu to wino jest stworzone, niech kusi i obiecuje rzeczy wymarzone."
Mam nadzieję ,że projekt zostanie doprowadzony do końca i nie zakończy żywota w sferze planów. Trzymam więc kciuki,że może tą właśnie flaszką do nieśmiertelności jakoś się prześlizgnę …… Oczekuję więc ,ze o moją butelkę zadba Piotruś odpowiednio ,o czym to poniżej jego i podobnych twórców pragnę pouczyć ;-)))
Najwłaściwszym miejscem dla przechowywania wina jest piwnica, w której zachowana jest stała temperatura, odpowiednia wilgotność powietrza oraz mało światła i statyczność. Bardzo ważna dla leżakującego wina jest temperatura. Nie może być ani za wysoka, spowoduje bowiem szybsze dojrzewanie trunku, tym samym skracając jego żywotność, ani za niska, gdyż proces dojrzewania będzie wydłużony . Najbardziej wskazana jest ta w granicach 12 stopni C.
Winu szkodzą wahania temperatur, dlatego nawet cieplejsze miejsce jest bardziej wskazane, niż to, gdzie zmiany ciepła są częste. Bardziej wrażliwe są wina białe, które w temperaturze 18 stopni powinny leżakować najdłużej rok. Niezależnie od miejsca, najbardziej wskazanym dla tego typu trunku jest dolna część pomieszczenia, gdyż tam skupia się najgęstsze powietrze.
Najważniejsze, by w pomieszczeniu było ciemno. W nasłonecznionym miejscu wino szybciej dojrzewa, dochodzi do niewłaściwych zmian smaku i aromatu. Dlatego w miejscu, gdzie leżakują wina należy używać żarówki o niskiej mocy , natomiast tam, gdzie spoczywają stare wina, wskazane jest używanie świeczek.
Ważne jest także to, by pomieszczenie, w którym składujemy wino było wolne od wibracji a także od mocnych zapachów, które przenikają przez szkło i psują późniejszy smak i aromat wina.
Idealne pomieszczenie dla wina musi mieć także zapewnioną wentylację, najbardziej wskazany jest delikatny przepływ powietrza , jak również odpowiednia wilgotność. Idealna waha się w granicach 70-75%, większa powoduje pleśnienie etykiet i ich odklejanie się, niższa jest niewłaściwa dla korków, co czyni wino krócej żywotnym. W obydwu przypadkach pomocny okazuje się żwir rozsypany na podłodze. W wilgotnej piwnicy pochłonie on wilgoć, w suchej natomiast utrzyma wodę, którą możemy na niego rozlać. Ważne jest także, w jakiej pozycji spoczywa wino, a więc jak ułożona jest butelka. Jak sama nazwa mówi: wino „leżakuje”, zatem najlepiej, by spoczywało w pozycji leżącej tak, by korek miał kontakt z zawartością butelki.
Nieprawdą jest jakoby wino było im starsze tym lepsze. W rzeczywistości jest wręcz przeciwnie: najlepiej smakują świeże, mające do dwóch lat. Wiele jednak jest takich, które nie dają się czasowi i smakują równie dobrze po pięciu latach, jednak długie leżakowanie częściej niesie za sobą niesmak, w dosłownym znaczeniu tegoż słowa, aniżeli dalszą chęć degustowania trunku.

A dla ciekawskich winnych tematów polecam świetną stronkę do poczytania
http://www.winoman.pl/pl/Wino

niedziela, 10 stycznia 2010

WOŚP GRA PO RAZ XVIII

Zawsze w styczniu ,zresztą już po raz 18, gra Orkiestra Jurka Owsiaka. Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. Zawsze tez o tej porze zaczynają się w polskich domach wizyty duszpasterskie. Jaki związek? Ano zaraz się okaże. Zbiera Jurek co roku na różne cele medyczne , w tym roku po raz już drugi na dzieci z chorobami onkologicznymi. I jak co roku Kościół nie popiera TEJ AKCJI , w tym roku wyjątkowo brutalnie. Zawsze zastanawiałam się nad tym dlaczego tak jest? Przecież podobno tak ważne jest dbanie o dobro dzieci, uczenie ich tolerancji , dobrych uczynków …czemu więc nie pomagać w ich leczeniu? Czy to taka wielka strata poświęcić raz w roku datki z tacy niedzielnej na pomoc WOŚP ?Widać wielka strata.
Zacytuję coś, co na swoim blogu w Onet.pl napisał Marek Siwiec .
„Dlaczego ojciec Rydzyk zwalcza na antenie Radia Maryja Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy? Atakując tysiące wolontariuszy płynie przecież pod prąd znakomitej większości społeczeństwa, która Owsiaka popiera i płaci.
Kalkulacja duszpasterza jest prosta. Chodzi o przejęcie części kasy (w zeszłym roku uzbierano 40 mln zł), którą zbiera Owsiak. Słuchacze Radia Maryja są potencjalnymi darczyńcami Orkiestry. Jeśli uda się, np. stu tysiącom, zohydzić Orkiestrę, to jest szansa, że zamiast na Owsiaka, wpłacą na Rydzyka.
Warto więc pochylić się nad tą kasą, tym bardziej, że czas antenowy przeznaczony na sesje zohydzania jest za darmo.”


Jak nie wiadomo o co chodzi to z pewnością chodzi o kasę .Smutne tylko ,ze w kościelnym środowisku to takie zauważalne. Kilka dni temu w zaprzyjaźnionym domu ,gdzie jest malusieńkie , ”świeżutkie” dziecko ,odbyła się rzeczona wizyta duszpasterska. Szybkie zlustrowanie miejsca ,pozwoliło zauważyć fakt braku tradycyjnej , a jakże, koperty. Dodatkowo rodzina wyprowadza się gdzie indziej ,więc nie jest godna aby nad nią popracować ,poświęcając jej swój cenny czas. Prawdopodobnie fakty te sprawiły ,ze ksiądz przemknął przez ten dom jak bolid F1 ,nie tracąc nawet czasu na pobłogosławienie malucha , nie mówiąc już nawet o tym aby się nim szerzej zainteresować. Jego zainteresowanie wzbudził zali tylko NOWY DOM rodziny oceniany poprzez jej status materialny. Trudno się zatem dziwić księdzu – dom budują , a koperty nie dają . A niech mają za to ,że nieobyczajnie potraktowali księdza. ;-)

W całym kraju w dzisiejszą niedzielę ponad 120 tysięcy wolontariuszy będzie zbierać pieniądze dla dzieci z chorobami onkologicznymi. Ale to nie tylko ten dzisiejszy dzień.
Od kilku tygodni trwają aukcje na rzecz WOŚP. Aukcje potrwają do końca stycznia, a wylicytować na nich można m.in. samochód Mateusza Damięckiego, którym aktor przejechał 25 tys. kilometrów w czasie wyprawy na Syberię.

Dobrze ,że Jurek jest cały czas pełen nadziei i wiary… „- Gdzieś tam słyszę, że zawierucha, śnieg, a okazuje się, że Polacy grają. Jest mnóstwo ludzi, a to oznacza, że to co robimy ma sens. Ode mnie jest taki apel, dbajcie o tych którzy zbierają, poczęstujcie ich herbatą, wrzucajcie pieniądze, to jest najlepsza rzecz jaką Polacy robią. Dziś są razem” – mówił Jurek Owsiak w Poznaniu.
Idę zagotować wodę !
p.s. Jest 18.00 – jest już 9.000 000


!!! AVATAR szok !!!




Absolutny hit i nowość! Byłam ,widziałam ! AVATAR . Poszłam na film nieprzygotowana , zagubiłam się lekko w świecie Pandory , ale dzięki wszechdostępnej sieci nadrobiłam zaległości szybko. No i dowiedziałam się wiele ciekawostek .
-W produkcji wykorzystano nowoczesne kamery 3D, wiernie naśladujące sposób, w jaki ludzkie oczy widzą przestrzeń, zmieniając odległość pomiędzy obiektywami, różniącymi się kątem patrzenia.
-Szacowany budżet filmu wyniósł 237 milionów dolarów i w momencie premiery obraz ten był czwartym najdroższym filmem w historii kina.
-Mniej-więcej 60% filmu to efekty CGI (ang. Computer Generated Imagery). Pojawiający się w filmie Na'vi zostali wykreowani przez komputer który ruchy aktorów przetwarzał za pomocą technologi Motion Capture, po czym generował odpowiednie postacie. Do uzyskania tego efektu wykorzystano m.in. nowoczesną technikę Image Metrics.
-sekwencje filmowe zawierających aż 800 w pełni wygenerowanych cyfrowo postaci


Akcja filmu rozgrywa się w XXII wieku .Główny bohater, Jake Sully to sparaliżowany od pasa w dół weteran . Po śmierci swego brata bliźniaka otrzymuje szansę na pracę w ramach programu Avatar prowadzonego na księżycu gazowego giganta w układzie Alfa Centauri– Pandorze, zamieszkanym przez rasę humanoidalnych Na'vi. Z ich DNA skrzyżowanego z DNA ludzi hoduje się ciała zwane awatarami. .Celem ludzi jest pozyskanie z Pandory za wszelką cenę bezcennego nadprzewodnika. Jake jako awatar spotyka Neytiri córkę wodza lokalnego klanu. Równocześnie otrzymuje rozkaz od dowódcy ziemskiego obozu na Pandorze, aby zdobyć podstepnie zaufanie Na'vi .Nagrodą za wykonanie zadania ma być odzyskanie sprawnych nóg. Tu jednak wkracza do filmu uczucie , rzecz cała się komplikuje i dzięki temu możemy ogladać wspaniale podane sceny , walk ,bitew ,ucieczek. Opowiadać nie będę –musicie zobaczyć to sami !!!!!
A tak na marginesie to to niebieskie towarzystwo wielce jest przystojne. Mam na myśli oczywiście lud Na'vi. Jest to humanoidalna rasa zamieszkująca wspomniany już księżyc Pandora . Mierzą około 3 metrów , mają rozszerzone nosy oraz oczy w kolorze żółtym bądź zielonym , ich uszy są szpiczaste, posiadają 4 palce u rąk. Są oni czterokrotnie silniejsi od ludzi, gdyż natura wzmocniła ich kości naturalnym włóknem węglowym również dzięki temu są niesamowicie sprawni. Ciasteczka takie….

I to co podobało mi się najbardziej !!Na’vi są głęboko połączeni z naturą – zresztą wszystkie zwierzęta oraz niektóre rośliny na Pandorze połączone są więzią zwaną Tsa'helu - jest to rodzaj fizycznego połączenia, które pozwala na wymianę uczuć oraz myśli. Więź następuje w wyniku połączenia ze sobą kosmyków włosów konkretnych osobników . I tak warkoczyk z warkoczykiem powodują przejście w stan wyższego stadium niż nasza wymiana słów i czynów ;-))))
Do tego wszystkiego ścieżka dzwiękowa mocno związana z treścią i stanowiąca doskonałe uzupełnienie i w moim przypadku oglądanie filmu w wersji 3D. Wrażenie niesamowite , przeniosło mnie w sam środek zdarzeń . I niech mówia ,ze to Pocahontas przeniesiona w s-f ….
Mnie się podobało i zachęcam do oglądnięcia , chyba mi się zdaje ,ze to nowy rozdział kina się zaczyna…..no i jeszcze się zrymowało….;-))))

sobota, 9 stycznia 2010

...No taka ta zima....



Moja Paszkówka kochana...




Na Wawelu sopliska wielkie...




Planty zimową porą ...jak w bajce....

"Na stycznie i lute trzeba mieć konie kute" ....

Mamy więc styczeń , kalendarzowo prawie srodek zimy .Pada snieg, jest zimno , bardzo zimno,na drogach slisko , samochody grzęzną w sniegu , drogi zasypane ,autostrady nieprzejezdne ...i w koncu nie ma w tym nic dziwnego bo tak ma być ! W mediach jednak sensacja ! Wszyscy zaskoczeni faktem ,ze w styczniu jest zima ! Starym wiec zwyczajem nikt nic nie odsnieża, ludziska lamią nogi , karambole na drogach , tylko dzieci się cieszą !!!Kraj zmierza do totalnego paraliżu. Gdzies tam nie ma prądu , zamarzają ludzie , TIRY tarasują drogi, pociągi stoją , samoloty nie odlatują. Mamy więc doroczny dzien swistaka / a może raczej zimę swistaka ;-))) /.Jest takie przyslowie o styczniu " Miesiac styczeń czas do życzeń". Życzmy więc sobie ,zeby wreszcie ktos się przygotowal do zimy w styczniu i nie robil z tego faktu zjawiska a normalnego .Cas pomyslec i wyciagnąc wnioski ..."Idzie luty podkuj buty" , bo znowu będą nieporozumienia ;-))). Może po prostu wystarczyloby poczytać przyslowia? Wszak nie od dzis wiadomo ,ze są mądroscią NARODU !!!