niedziela, 30 października 2011

Cudowna miłość ,tragiczna śmierć . Ines de Castro i Pedro I


Przełom października i listopada to okres kiedy więcej niż zazwyczaj poświęcamy czasu  grobom  , w szczególności grobom naszych bliskich . Wiadomo – Święto Zmarłych . Odwiedzamy nekropolie , wspominamy  tych , których już  wśród nas nie ma – czas jakby zwalnia  i jakby bardziej otacza nas nostalgiczna atmosfera……  Cmentarze – wiadomo – pełne są grobowców …..   Ja jednak spotkałam dwa najcudowniejsze - jakie dane mi było -widzieć,  nie na cmentarzu,  a w klasztorze O.Cystersów   w portugalskim miasteczku Alcobaca  .  Cudowne te  grobowce wykonane są  z piaskowca a  mieszczą szczątki  portugalskiego króla Pedra  I i  jego wielkiej miłości Ines de Castro.
 Chciałam dziś opowiedzieć Wam  bardzo odległą historię  ich  miłości zakończonej tragiczną śmiercią .  Miłości ,która trwała nawet po śmierci  …. Fakty historyczne przeplatają się z legendą i nie do końca da się oddzielić je od siebie . Rezydentka ,zamieszkała od lat w Portugalii opowiedziała ją pięknie i malowniczo  , postaram się jak najdokładniej powtórzyć wszystko za nią….
Pierwsze małżeństwo Pedra , następcy portugalskiego tronu  , tonie w mrokach historii . Wiadomo ,że oblubienicą była Blanka Kastylijska  i …to właściwie wszystko  .   Z jej sławną poprzedniczką, późniejszą królową Francji  łączyło ją  tylko imię . O naszej Blance nic nie wiadomo . Kolejną żonę wybierano dla Pedra starannie . Wszak miała zostać matką kolejnego następcy tronu . Wybrano kolejną również  Kastylijkę  - Konstancję Manuel , wielce skoligaconą  z możnymi rodami księżniczkę  . Wprawdzie jako dziecko wydano ją już raz za mąż , ale małżeństwo to,  jako nieskonsumowane zostało unieważnione i panna została ponownie wystawiona do zamążpójścia . Pedro zaakceptował  zaproponowaną mu kandydatkę  , zresztą nic dziwnego . Konstancja była piękną kobietą o długich kruczoczarnych włosach , ognistych ciemnych oczach i śniadej cerze .  Skompletowano więc posag , bogatą wyprawę , cały regiment  panien dworskich  i posłano  na królewski dwór . Odbył się huczny ślub i wszystko byłoby jak najzupełniej poprawnie , gdyby nie to ,że Pedro dość szybko  ….zakochał się w jednej z dam dworu swojej żony, pięknej Ines de Castro / to jej oblicze zdobi początek posta /  .
Cóż wiemy o Ines ? Jej przodkowie pochodzili z galicyjskiej i portugalskiej szlachty  , a pradziad był nawet  królem Kastylii-Leonu . Sroce spod ogona nie wypadła , była damą całą gębą  . Wyróżniała się zupełnie odmienną urodą  niż klasyczne  kastylijki . Ines  - subtelna , delikatna i bladolica, olśniła  przyszłego króla swą jasną cerą , cudownymi oczami  i długimi do ziemi włosami w kolorzeBLOND  .  Kiedy tak naprawdę rozpoczął się romans Ines z Pedrem  - nie wiemy  , jednak  wszyscy zaczęli się domyślać , że ma on miejsce . Również do prawowitej małżonki zaczęły dochodzić takie wiadomości  i Konstancja obmyśliła chytry plan…..   Pedro jak na odpowiedzialnego następcę tronu przystało , nie zaniedbywał swej żony , gdyż w romansowaniu mu to wcale nie przeszkadzało  i  zapewnił w rezultacie   swojej żonie  trójkę potomstwa . Chytra Konstancja postanowiła fakt ten w sprytny sposób wykorzystać  na swoją korzyść. Otóż wybrała Ines de Castro na matkę chrzestną jednego ze swych dzieci  . Wedle tradycji i zwyczaju  powodowało to coś na podobieństwo skoligacenia  rodzinnego .  W ten sposób chciała Konstancja uniemożliwić mężowi ewentualne odsunięcie swojej osoby na rzecz wielce możliwego planu poślubienia Ines . Cała sprawa była coraz głośniejsza i definitywnie skandal zażegnał  sam król Alfons IV zsyłając piękną kochankę  syna  daleko , aż pod hiszpańską granicę . W tak zwanym międzyczasie zmarła prawowita książęca małżonka Konstancja wydając na świat swoje trzecie dziecko. Czasy były niespokojne , książę ciągle gdzieś wojował  , wiele kłopotów przysparzał konflikt z Kastylią …. Pedro  bywał jednak potajemnie u swojej ukochanej Ines  , która w ciągu tych wszystkich lat została matką kolejnej czwórki jego dzieci . Miłośc nie mijała i para  z czasem zawarła potajemne małżeństwo .Jak to zwykle bywa po pewnym czasie sprawa się wydała ,z czego królewski teść Ines okazał się być bardzo niezadowolony . Pod nieobecność wojującego gdzieś syna ,  ze względów politycznych  a głównie z powodu możliwego w przyszłości wpływu Kastylijczyków na księcia za pomocą Inês, król Alfons po naradzie z doradcami w zamku Montemor-o-Velho zdecydował się zlecić zamordowanie  pięknej Ines .  Na wiadomość o tym co się stało , oszalały z bólu po stracie ukochanej, książę  Pedro wzniecił przeciw ojcu rewoltę . Zapowiadało się na wojnę domową ale niespodziewanie król Alfons zmarł . Pedro wstąpił na tron. Od razu ogłosił ,że zamordowana  Ines  była od wielu lat jego prawowitą małżonką  i polecił pojmanie jej zabójców . Mordercami Inez byli: Diego Lopes, Alvaro Goncalves i Pedro Coelho  . Jeden z nich  zbiegł , a dwóch poniosło  długą i straszliwą  śmierć . Po trwających  wieczność mękach , król osobiście wyrwał im z piersi serca  i polecił spalić zwłoki . Nie był to jednak koniec. Pedro  kazał ekshumować zwłoki Ines  / a czasu już sporo minęło / ,oblec jej rozkładające się ciało w królewskie szaty i najnormalniej w świecie....  koronować .  Po uroczystości zaś, aby zapewnić hołd swojej małżonce  , w poddańczym akcie  nakazał wszystkim obecnym całowanie jej rąk . Brrrrr…..
Aby upamiętnić ich wielką miłość  zlecił zbudowanie w klasztorze w  Alcobaca  dwóch grobowców  . Legenda mówi ,że umiejscowienie sarkofagów  w przeciwległych transeptach naprzeciw siebie, ma spowodować to , że podczas Sądu Ostatecznego , kiedy obydwoje powstaną , będą mogli natychmiast spojrzeć w swoje oblicza .           Tak właśnie stoją dziś  - grobowiec Ines  w lewym transepcie , grobowiec Pedra - w prawym . Prawda historyczna jest trochę inna, gdyż początkowo mieściły się w jednej , niewielkiej i na dodatek  bocznej kaplicy .
Te , tak zwane nagrobki tumbowe są najważniejszymi zabytkami sztuki gotyckiej  nie tylko Portugalii. Postać królowej emanuje subtelnością i poezją, a figurę króla cechuje majestat. Obydwie postacie otaczają aniołowie, którzy usiłują je unieść. Po bokach obu tumb znajdują się sceny zaślubin, przedstawienia z życia Chrystusa i Marii  /na nagrobku Ines de Castro/  oraz św. Bartłomieja  /na nagrobku królewskim/ . Czoło tumby Ines  jest ozdobione płaskorzeźbą ze scenami ukrzyżowania i Sądu Ostatecznego. Na nagrobku Pedra  widnieje rozeta interpretowana jako wyobrażenie kręgu życia. Perfekcja w wykonaniu nagrobków jest absolutnie doskonała , aż dziw bierze ,że zostały wykonane ludzką ręką , niestety ich twórca pozostaje anonimowy . Część płaskorzeźb z przedstawieniami postaci ludzkich pozbawiona jest głów odłamanych za sprawą żołnierzy  w czasie napoleońskiej okupacji Portugalii. Nie zmienia to faktu ,że całość jest cudowna . Dla mnie ze wskazaniem na sarkofag Pedra ;-)))). Pooglądajcie zresztą zdjęcia.....
Sam klasztor Cystersów w Alcobaca  jest wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO  . Poświecę mu również oddzielnego  posta ……


































piątek, 28 października 2011

Porto z QUINTA DA COSTA DE BAIXO


Pisałam już kiedyś o moim  stosunku do alkoholu   /2010/02/gruzinski toast /, albo raczej o braku  stosunku  .Przypomnę zatem ,że moja abstynencja sięga 99,99 % , więc  moje zainteresowanie tym tematem jest znikome. Być jednak w Portugalii i nie zakosztować u źródeł prawdziwego porto ???  Odwiedziłam , jak łatwo się domyśleć miejscowe  Casa da Vinho  , a tam…. no nie byłam w stanie objąć wszystkich wiadomości  swoim niealkoholowym mózgiem  , cóż nie przyzwyczajony biedaczek …. 





 Tym co napiszę , wcale to ,a wcale nie aspiruję do tytułu znawcy tematu  , koło sommeliera nawet nie leżałam ;-) / ale zabrzmiało / , ale kilka ciekawostek mogę przekazać , wszakże temat jest mocno…smaczny .  Nie to ,żebym się zakochała bezdennie  w smaku porto , ale smak ów  – białego ,półsłodkiego porto podawanego jako aperitif  dość przypadł mi do gustu . Może dlatego ,że jak mnie poinformowano jest to jedyny gatunek porto jaki podlega schładzaniu.  
Porto to wino portugalskie  należące do grupy win wzmacnianych , podobnie jak madera , sherry czy  wermut  .Wzmacniane, czyli otrzymujące w procesie produkcji dawkę mocniejszego , destylowanego alkoholu  tak aby efekt końcowy osiągnął 19-30%  jego zawartości w trunku. Wytwarza się je w dolinie rzeki Douro na północy Portugalii w regionie zwanym Alto Douro .Tak naprawdę każda z rodzinnych winnic posiada własną tajemnicę zbioru winogron , ich przygotowania do procesu produkcji  , poddawania fermentacji . Zatem mówić o produkcji porto  nie ma sensu , gdyż tak jak ze schabowym każda gospodyni  radzi sobie na swój indywidualny sposób i każda ma na to patent  ;-) .  Porto bywa wytrawne , półsłodkie i słodkie . W zależności od odmiany może mieć barwę od ciemnoczerwonej do słomkowej zaś  w  zależności od okresu przechowywania w dębowych beczkach  posiada  większy lub mniejszy udział nuty owocowej , waniliowej czy korzennej .   Najtańsze , o najniższej  wartości , a co za tym idzie i cenie  jest czerwone , słodkie porto Ruby .  Przechowywane średnio tylko ok. 2 lat , często podlega kupażowaniu / mieszaniu roczników / , nie jest zatem rocznikowane.  Porto Tawny  leżakuje w beczkach od 3 do 5 lat posiada zatem nutę bardziej korzenną niż owocową , jest  też zwykle bardziej wytrawne  .  Z  gatunków dostępnych dla zwykłych śmiertelników najlepsze jest siedmioletnie  Dated Port. Raczej słodsze niż wytrawne , nie podlega kupażowaniu i zawsze pochodzi z określonego rocznika . Takie jest właśnie  moje białe porto  pochodzące ze zbiorów kilku rodzinnych winnic sygnujących je QUINTA DA COSTA DE BAIXA   , zawiera 19,5 % alkoholu i rozlewane jest do fantastycznych vintage / niby kolonialnych / , pękatych butelek  - oczywiście korkowane najprawdziwszym korkiem . Jak pisałam jest białe , dość ciężkie , o korzennej nucie . Mocno schłodzone jest wręcz oleiste  , w okresie spożycia kiedy jest nalane do kieliszka i jego temperatura delikatnie się podnosi  zmienia lekko zapach i smak . Jako aperitif przed posiłkiem , do czego jest idealnie stworzone – wspaniale zaostrza apetyt ;-).  Wydaje mi się ,że cena tego trunku o na prawdę  wyśmienitej jakości   nie jest wygórowana . Wynosi ok. 15  euro  .



Jak łatwo się domyśleć istnieją również gatunki porto dla wybrańców  , posiadających mocno zasobne portfele , w szczególności zaś dla koneserów i  wybitnych znawców .  Najdroższy rocznik jaki spotkałam w Casa da Vinho  , stojący na półce  / ponieważ istnieje specjalna sala tylko  dla wybrańców  z wyjątkowymi egzemplarzami / pochodził z roku 1900 i cena owej butelki wynosiła- bagatela – 759 euro  .Nieco tańsze roczniki z lat 1957-1963  dostępne były w cenie od 250 do 400 euro ,oczywiście również za flaszeczkę :-) 

 Są to właśnie te najlepsze odmiany porto . Late Bottled Vintage  /LBV/  , pochodzące z lepszych roczników i dłużej leżakujące w beczkach  oraz   Vintage  ,wino pochodzące z absolutnie najlepszych roczników  . W beczkach leżakowane co prawda tylko ok. 2 lat , ale bardzo długo przebywające w butelkach . Z wiekiem , jak wszystkie wina które posiadają potencjał dojrzewania obniża się w nich poziom cukru i alkoholu , wzrasta natomiast i uszlachetnia ich bukiet .  Aby wczuć się w temat , pisząc tego posta  sączę sobie moje porto , które przyjemnie rozgrzewa mi  wnętrze  , a w ustach na długo pozostawia cudowny smak . Zakupiłam  3 butelki i już widzę ,że będę oszczędzała je mocno / etap obecny to pierwsza butelka zużyta trochę więcej niż w połowie / . Gatunek ten nie jest dostępny do kupienia  w Polsce  , więc nawet nie wygnam Was do sklepu w jego poszukiwaniu , aby podzielić / lub nie / moje nad nim peany ;-) . Zapraszam jednak do degustacji – póki jeszcze jest !

środa, 26 października 2011

Pół pech czyli Ponte Vasco Da Gama w Lizbonie


Most  Vasco Da Gamy  to najdłuższy most w Europie . Jego otwarcia dokonano 29 marca 1998 roku / decyzja o budowie zapadła w 1991 / .Budowlę nazwano na cześć Wielkiego Odkrywcy w związku z  pięćsetną rocznicą odkrycia przez niego   drogi morskiej do Indii . Wzniesiony został  na rzece Tag i łączy brzeg rzeki w  Lizbonie  z miejscowością Montijo  po drugiej jej  stronie.
* Całość tej wspaniałej przeprawy  mostowej  wraz z wiaduktami dojazdowymi liczy sobie 17,2 km.
* Ma sześć pasów ruchu, po trzy w obydwu kierunkach .
*Do pracy przy nim  było zaangażowanych jednocześnie blisko 3300 robotników.
 *Zużyto między innymi 730 000 metrów sześciennych betonu,  100 000 ton stali zbrojeniowej     i 15000 ton stali sprężającej.
*Całość budowli została zakotwiczona na 2 tysiącach  pali.
*Całkowity koszt tej niezwykłej budowli wraz z drogami dojazdowymi oraz węzłami przedmostowymi wyniósł około 1 miliard dolarów.
* Trwałość mostu zaprojektowano na 120 lat.
* Charakteryzuje go odporność na wiatr o sile 250 km/h.
* Może  stawić czoła trzęsieniu ziemi 4,5 raza silniejszemu od siły wstrząsu z 1755 roku w Lizbonie, które niemal doszczętnie zniszczyło wtedy miasto.
Czemu napisałam pół pech ? Porażona wcześniejszym totalnym pechem związanym z Electrico 28 / poprzedni post/  umieściłam plecak ze sprzętem w  autokarowym bagażniku , więc mogłam sobie pogwizdać zamiast robić zdjęcia…… Całe szczęście ,że zostały widoczki zrobione z samolotu  .  Most  jak most -owszem piękny i totalnie imponujący  , aczkolwiek na wskroś bardzo nowoczesny.  Oszołomił , ale nie ujął mnie jakoś za serce .  Jak pisałam to najdłuższy most Europy , ale ma Lizbona jeszcze jednen most  „ naj”….. To najdłuższy wiszący most Europy-  Ponte 25 de Abril -  I TO DOPIERO BYŁO DLA MNIE CUDEŃKO !!!!! Most ten to w zasadzie kopia wiszącego mostu z San Francisco , tyle że  dłuższa . Jak się domyślacie ,poświęcę mu oddzielny post i sporo zdjęć  , bo od czasu wpadki  „bagażnikowej”  aparat był do mnie przylutowany ;-))))











poniedziałek, 24 października 2011

Na początek pech .....Lizbona , Electrico 28

Do Portugalii przymierzałam się co najmniej od 3 lat . Apetyt rósł , setki stron netowych skutecznie zostały przejrzane i tak „ na zaś” dodane do ulubionych - „bo się może przecież przydać” . Logistyka była zawsze moją mocną stroną , więc postęp przygotowań był zadowalający i pewno na wiosnę nastąpiłby poród czyli rzeczona wyprawa portugalska….. A tu co? Elektryzująca wiadomość ! Jest wyjazd …. szybki , przypominający przelot komety , praktycznie zerowy koszt , opcja zapewniająca komfortowy przelot i warunki, ale…. nie do końca o takiej trasie jak marzyłam…. Włączyłam myślenie i wymyśliłam ,ze potraktuję to jako portugalski rekonesans , poza tym podróż do miejsc jakich pewnie w „swojej portugalskiej eskapadzie” bym nie zobaczyła …. czyli szybka decyzja i .... JADĘ / to znaczy LECĘ / !!!!! . Pocieszałam się tym ,że to tylko przygrywka , przystawka na zaostrzenie apetytu i w końcu jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma ……/no w tyłku się człowiekowi poprzewracało ;-) /. Boże , jakie to szczęście ,że ja się tak zaprogramowałam !!! Mój niedosyt , szczególnie dotyczący , Lizbony , od której niejako zaczął się pech , jest dziś tak wielki ,że obawiam się aby nie zwariować do czasu kolejnego jej odwiedzenia - bo to już postanowione ;-)))) Lot odbywał się Lufthansą z międzylądowaniem w Monachium , gdzie zastał nas marznący deszcz / w październiku !!!! / i zaczęło się …. Opóźnienia startów , zamieszanie – doskonale zresztą opanowane przez Niemców , a po boardingu polewanie skrzydeł jakąś substancją niwelującą oblodzone skrzydła ….. wszystko to w rezultacie , jak można było przewidzieć , miało zmienić zdecydowanie czas mojego przybycia do Lizbony . A tam już zafiksowana na konkretny czas przejażdżka Electrico 28 . Masakra jakaś !!!! Electrico 28 . Tramwaj nr 28. To niejako symbol portugalskiej stolicy , atrakcja jakiej nie ominie żaden  rasowy turysta .Rzeczywistość  jednak zaczęła weryfikację mojego planu i okazało się ,że w związku z poślizgiem lotniczym - cudowną tę atrakcję trzeba pożegnać. Półtoragodzinna eskapada nie mogła w żaden sposób zmieścićsię już w naszym planie jescze bardziej go zakłócając , nie mówiąc o tym ,że po prostu tramwaj sobie pojechał bez nas, wioząc pozostawione nasze puste miejsca ….. Śliczne żółte wagoniki Electrico 28 są , jak już napisałam , charakterystycznym elementem Lizbony . Przejazd po położonym na wzgórzach mieście , ciasnymi , wąziutkimi ulicami to ponoć niezapomniane przeżycie jakiego nie dane mi było / na razie/ doświadczyć . Tramwaj pnie sięw górę i w dół uliczkami Alfamy , poprzez Baxia i Bairro Alto . Rozpycha się po wąskich zaułkach , niejednokrotnie ociera o napotkane przeszkody , a motorniczy ciągle sprawdza czy da się jechać dalej ;-))). Pozostało cieszyć się jeszcze tym ,że zaraz znajdę się w dzielnicy Belem i ujrzę Mosteiro dos Jeronimos , Torre de Belem czy Padrao dos Descobrimentos / o tym wszystkim będzie …a jakże / Pierwsze koty za płoty , pierwszy pech przebolały / z trudem wielkim / , następnym razem opowiem o pół pechu ….Moście Vasco da Gamy……później już pójdzie z górki…..
Aby chociaż trochę rozpromienić moje oblicze, pod Torre de Belem znalazłam arytstę malarza sprzedającego swoje prace namalowane w technice akwareli i na otarcie łez nabyłam jedną ....Oczywiście przedstawia Electrico 28 ;-))))) .......Przysłowie zatoczyło koło ....jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma ......




                              

sobota, 22 października 2011

Pawie oczka ......tytułem zachęty ;-)))

Bynajmniej nie zaginęłam znowu ;-)  , penetrowałam Portugalię ..... Penetrowałam to właściwie za dużo powiedziane - przeleciałam jak tornado, ale JUŻ WIEM  ,że szybko tam wrócę !!!! Zeby się w tym postanowieniu utwierdzać i motywować , będę się  dzieliła z Wami moimi przeżyciami i wspomnieniami. Póki co jestem na etapie obrabiania zdjęć a praca to niemała ....Nafociłam  ok 1200 sztuk , ale jak znam życie to jakieś 300 pójdzie w piec ;-).
Dzisiaj takie ślicznutkie coś.....popełnione w samolocie .....a że słoneczko mocno świeciło to szybka samolotowa miała tęczowy refleks  i  zdjęciuszko jak dla mnie arcyciekawe wyszło......
Zbiorniki wodne zamieniły się w pawie oczka  , fotka w stanie oryginalnym  - powstała bez żadnego programu ulepszajacego ;-)))


czwartek, 13 października 2011

Józek , Mao , Adolf - gwiazdy rocka !!!

Moje  FOTOREKLAMOŻERCZE  szperania wciągają mnie coraz bardziej.  Zadziwia mnie i zachwyca ludzka pomysłowość , niejednokrotnie bawi.....
Taką oto  kampanię reklamową posiada grecka ( !!! ) stacja radiowa G 92 Galaxy FM
Józef Stalin jako Elvis Presley , Mao Zedong jako Gene Simmons , Adolf Hitler jako Jimmy Hendrix . Wizerunek , hasła  i pomysł dopracowane do perfekcji .Być może odważne ale ......   DLA MNIE REWELACJA !!!!!!!!!!!















środa, 12 października 2011

Trening

Jestem osobą w zasadzie spontaniczną , ale plan mieć muszę zawsze !!!! Jakoś  to paradoksalnie  zabrzmiało , ale nie zmieniam BO TAK JEST  !
Podstawowym planem jest plan A , plan B jest o niewiele mniejszym znaczeniu ,więc jakby co plany są zawsze dwa . Nie muszę chyba nadmieniać ,że istnieje również plan C ,który to jest juz planem zdecydowanie zapasowym  . Nie zdziwi więc chyba fakt ,że tak alfabetycznie jestem skłonna nawet popełnić planowanie do F ;-)))))
Zasada ta generalnie się sprawdza , ale jak każda reguła posiada wyjątki i to już podoba mi się mniej ....
Po pewnej " grubej wpadce " z planem długofalowym postanowiłam iść na żywioł i nie planować wcale !!!!     I co ? Jakoś niebardzo mi to wychodzi ....
Postanowiłam zatem zachować się jak Ulisses , no dobra -  jak chytrusek  i planować chociaż w tematach bezpiecznych ;-))))
Tyle tytułem przydługiego, być może , wstępu .....Zaplanowane zostało nowe focenie w rejonach dalszych i jak mniemam ciekawych ,gdzie właśnie za dni kilka się wybieram.....Nikonek troszkę , no leciutko, obrósł mchem ;-))) , moje dotyczące jego zaawansowanej obsługi szufladki w głowie - również -co więc trzeba było zrobić ? Zastosawać należało trening .Okazało się - Bogu dzięki-  ,że to jak z jazdą na rowerze i się tego nigdy nie zapomina , ale potrenowałam troszkę na tym co pod ręką było....
A taka już pora ,że  o tym czasie  pysznią się u mnie  wszędzie swoją urodą złociste dynie , liliowe wrzosy  , orzechy ,kasztany i różne takie jesienne "umilacze wzroku , węchu i smaku "... na nich późną porą trenowałam...
Oto skutki popełnionego treningu ;-))))





















niedziela, 9 października 2011

Kalifkowe WYBORY

Mam psa . Myślałam ,ze mam psa . Mam kurę w psim ciele . Do tego kura owa jest tak jakby myśląca , a już na pewno rozróżniająca kolory ;-))) . Całe życie gdzieś tam wiedziałam , że psy kolorów  nie rozróżniają  , więc mój jest albo ewenementem , albo oszustem jakimś , albo  rozróżnia kolory po zapachu ;-)).
Rozsypały się po podłodze M & M 'sy , z prędkościa światła pojawił się pies czyli owa rzeczona kura....  I  co pso-kura zaczęła robić ?  No macie rację -  zbierać , jeść ,konsumować , połykać  ale nie jak przysłowiowa ślepa kura ,której trafiło się ziarno . KURA no czy tam pies WYBIERAŁA TYLKO ...CZERWONE !!!!!
W świetle dzisiejszego, jakby historycznego dnia trwających w naszym kraju wyborów sytuacja wydała mi się no.... co najmniej prowokująco - dziwna , zważywszy na kolor wybieranych kulek !!!!
Stojąc ,ogarnięta paraliżem , obserwowałam dalej....potem było już jak poleci - bez różnicy !
Zatem najnormalniej w świecie pso-kura zrobiła mnie w konia - nażarła sie bezkarnie M&M'sów , pod płaszczykiem wyborów ;-)))
Jakież ludzkie mi się to wydało  , a mając w  pamięci fakt ,że Kalifek i szpinak je, i kapustę duszoną , i buraczki czerwone,  i w zasadzie niczym nie pogardzi / w grę nie wchodzi cytryna i chałwa ;-)))) / to już w ogóle mnie nie dziwi teraz ,że doskonale idzie mu jedzenie  z łyżki czy widelca . Do tej pory myślałam ,że tylko na maxa jest rozwydrzony , ale teraz już nie wiem czym ten mój pies jest ????
Ciągle tylko z podziwu nie mogę wyjść ...czemu kurcze ...czerwone.......
Jak na zawołanie znalazło się też okraszenie tego posta  serią świetnych reklam  / pamiętacie moje propozycje FOTOREKLAMOŻERCZE ? / bo i M&M'sów dotyczą i  wyborów , które owe kulki ogłosiły ...... Coś za dużo tych zbiegów okoliczności , wygląda to jak najzwyklejsza ustawka .....
Ja w każdym razie najbardziej lubię NIEBIESKIE !!!!!
Smacznego !!!!!!














sobota, 8 października 2011

Mogę znowu ??????

Hmmmmmm , hmmmmmm , hmmmmmmm ...... Jestem znowu , mogę? Po raz kolejny życie mi dowiodło ,że najlepiej działają na mnie kopniaki i impulsy .....
10 m-cy przerwy , wylogowania , zaniedbania , zaniechania  , 10-cio miesięczna przenoszona ciąża     ;-) ,  która może sympatycznie zaowocuje .
Jak na Oscarowej Gali pragnę podziękować wszystkim moim blogowym znajomym za szturchanie mnie i powokowanie do powrotu , za miłe słowa i doping , za zainteresowanie moją nieobecnością , za to w końcu ze zauważyliście moją nieobecność  ......
Wszystko widać ma swój czas i moment i mój powrót wreszcie się dokonał .....Kilka dni temu nastąpił jeden z mocnych impulsów , dziś kolejny kiedy w mojej skrzynce znalazły się maile z powiadomieniem o komentarzach do starych postów  / gdzie mnie to Szkiełka w kalejdoskopie znalazły ??? /.
Gdzie byłam ? W kącie za szafą , w słoiczku z kłopotami , w łóżku z bezsilnością , w kadzi z lepkim dziegciem ......Wszystkie te miejsca jeszcze są , ale już je sprzątam po malutku.....zaległości zaczynam odrabiać i muszę nadgonić wszystkie umieszczane Wasze cudowne posty .
Może nawet z zazdrości wróciłam ,ze Wam tak dobrze idzie a mnie tu nie ma  ,  zatęskniłam  i chcę znowu tu być !!!!!
Focić za dużo nie fociłam , ale czasem  wymykając się zza tej szafy gdzieś tam dotarłam .
 Z wielką nieśmiałością  i tak na skromny początek nasza stara nostalgiczna wieś ....Nigdzie takiej nie ma ..... została tylko w skansenie.......
No to  WITAJCIE !!!! Show must go on ;-)))))