poniedziałek, 24 października 2011

Na początek pech .....Lizbona , Electrico 28

Do Portugalii przymierzałam się co najmniej od 3 lat . Apetyt rósł , setki stron netowych skutecznie zostały przejrzane i tak „ na zaś” dodane do ulubionych - „bo się może przecież przydać” . Logistyka była zawsze moją mocną stroną , więc postęp przygotowań był zadowalający i pewno na wiosnę nastąpiłby poród czyli rzeczona wyprawa portugalska….. A tu co? Elektryzująca wiadomość ! Jest wyjazd …. szybki , przypominający przelot komety , praktycznie zerowy koszt , opcja zapewniająca komfortowy przelot i warunki, ale…. nie do końca o takiej trasie jak marzyłam…. Włączyłam myślenie i wymyśliłam ,ze potraktuję to jako portugalski rekonesans , poza tym podróż do miejsc jakich pewnie w „swojej portugalskiej eskapadzie” bym nie zobaczyła …. czyli szybka decyzja i .... JADĘ / to znaczy LECĘ / !!!!! . Pocieszałam się tym ,że to tylko przygrywka , przystawka na zaostrzenie apetytu i w końcu jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma ……/no w tyłku się człowiekowi poprzewracało ;-) /. Boże , jakie to szczęście ,że ja się tak zaprogramowałam !!! Mój niedosyt , szczególnie dotyczący , Lizbony , od której niejako zaczął się pech , jest dziś tak wielki ,że obawiam się aby nie zwariować do czasu kolejnego jej odwiedzenia - bo to już postanowione ;-)))) Lot odbywał się Lufthansą z międzylądowaniem w Monachium , gdzie zastał nas marznący deszcz / w październiku !!!! / i zaczęło się …. Opóźnienia startów , zamieszanie – doskonale zresztą opanowane przez Niemców , a po boardingu polewanie skrzydeł jakąś substancją niwelującą oblodzone skrzydła ….. wszystko to w rezultacie , jak można było przewidzieć , miało zmienić zdecydowanie czas mojego przybycia do Lizbony . A tam już zafiksowana na konkretny czas przejażdżka Electrico 28 . Masakra jakaś !!!! Electrico 28 . Tramwaj nr 28. To niejako symbol portugalskiej stolicy , atrakcja jakiej nie ominie żaden  rasowy turysta .Rzeczywistość  jednak zaczęła weryfikację mojego planu i okazało się ,że w związku z poślizgiem lotniczym - cudowną tę atrakcję trzeba pożegnać. Półtoragodzinna eskapada nie mogła w żaden sposób zmieścićsię już w naszym planie jescze bardziej go zakłócając , nie mówiąc o tym ,że po prostu tramwaj sobie pojechał bez nas, wioząc pozostawione nasze puste miejsca ….. Śliczne żółte wagoniki Electrico 28 są , jak już napisałam , charakterystycznym elementem Lizbony . Przejazd po położonym na wzgórzach mieście , ciasnymi , wąziutkimi ulicami to ponoć niezapomniane przeżycie jakiego nie dane mi było / na razie/ doświadczyć . Tramwaj pnie sięw górę i w dół uliczkami Alfamy , poprzez Baxia i Bairro Alto . Rozpycha się po wąskich zaułkach , niejednokrotnie ociera o napotkane przeszkody , a motorniczy ciągle sprawdza czy da się jechać dalej ;-))). Pozostało cieszyć się jeszcze tym ,że zaraz znajdę się w dzielnicy Belem i ujrzę Mosteiro dos Jeronimos , Torre de Belem czy Padrao dos Descobrimentos / o tym wszystkim będzie …a jakże / Pierwsze koty za płoty , pierwszy pech przebolały / z trudem wielkim / , następnym razem opowiem o pół pechu ….Moście Vasco da Gamy……później już pójdzie z górki…..
Aby chociaż trochę rozpromienić moje oblicze, pod Torre de Belem znalazłam arytstę malarza sprzedającego swoje prace namalowane w technice akwareli i na otarcie łez nabyłam jedną ....Oczywiście przedstawia Electrico 28 ;-))))) .......Przysłowie zatoczyło koło ....jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma ......




                              

2 komentarze:

Edita pisze...

no to mialas podroz....no i tez bardzo byloby mi zal,ze wagonik tak beze mnie,bo na zdjeciu widze,ze to faktycznie musi byc niesamowita trasa...ale obraz cudowny!

mama ammara pisze...

Trochę spóźniona niestety, ale z zapartym tchem czytałam pierwszą portugalską relację. Pech rzeczywiście nielekki, ale akwarela no i same widoki nawet tak nie-z- tramwajowego-okna - przepiękne!