piątek, 2 kwietnia 2010

Jerusalem....Via Dolorosa ....mistycznie....

Wielki Piątek w Kościele katolickim jest dniem upamiętniającym mękę i śmierć Chrystusa na krzyżu. Via Dolorosa to  jerozolimska ,święta ulica chrześcijan  łącząca dzielnicę muzułmańską i chrześcijańską .Tędy właśnie przechodził Jezus w drodze na Kalwarię. Tutaj tez spotkalo mnie niezwykłe przeżycie...


 Szlak Drogi Krzyżowej rozpoczynamy od Kaplicy Skazania na Śmierć - Lithostratos.  Już w XIII wieku franciszkanie prowadzili tą drogą procesje i przy niej rozwinęły się poszczególne Stacje Drogi Krzyżowej. Własnie wtedy Droga wróciła na swój historyczny szlak, którym faktycznie przeszedł Jezus obarczony belką krzyża. Dziś Via Dolorosa ( Droga Bolesna ) wiedzie ciasnymi uliczkami Starego Miasta wypełnionymi sklepikami z wyłożonym na zewnątrz towarem i pełnymi  ludzi. Chwilami brakuje atmosfery wewnętrznego skupienia i zrozumienia tragedii jaka rozegrała się tu prawie 2 tysiące lat temu. .
Jednak  akurat wtedy , tak wczesnym rankiem , było tam  pusto i cicho .



Do samej  Jerozolimy dotarliśmy bardzo wcześnie , a już jakoś tak między 7.00 a 8.00  rano znaleźliśmy sie na Via Dolorosa . Był maj , pogoda zapowiadała sie piękna , słoneczko po mału wyglądało juz  ponad dachami .  Uliczka  jednak  była jeszcze spowita cieniem i chłodem po niedawno co zakończonej nocy . Wszystkie bramy pozamykane , kramy jakie  później sie na niej rozkładają - również ....no puściusieńko.  Po drodze naszą grupę minął tylko jeden młody ortodoksyjny żyd i arabska kobieta z dzieckiem , zapewnie śpieszący  się do szkoły. Tak więc Via Dolorosa , ta droga cierpienia czy droga krzyżowa jak ja tłumaczą , przywitała nas ciszą , skupieniem i spokojem - nastrojem skłaniajacym do refleksji i przemyślenia.Choć niełatwo mi się to przytrafia też odłączyłam się własnymi myślami do tej drogi cierpienia .Człowiek , idąc tamtędy bluźnierczo porównuje swoje cierpienia do tego co przeżywał Chrystus , niesie swój własny krzyż , który wydaje mu sie najcięższym ze wszystkich na świecie .Nie przypuszczałam jak szybko otrzymam znak , żeby nie myśleć o sobie . Tak dzis uważam ,bo juz w tysiacu kombinacji rozmyślalam nad tą sprawą i do dzis wydaje mi sie ona zgoła mistyczna .
My, zapaleni fotografowie , łapiący wszystko na gorąco , trzymający swoje aparaty w gotowości przypominajacej snajpera w akcji , zgoła jakimś cudem  - 4 aparaty gotowe do akcji ;-) !!!! -  zostalismy po prostu porażeni czy też  sparaliżowani tym co zobaczyliśmy. Jest tylko jedno, jedyne  zdjęcie , które jest dowodem na to ,że to co widzielismy nie było złudzeniem. Właściwie powstało "przypadkowo".
Zupełnie niespodziewanie na pustej uliczce pojawił sie człowiek , wyszedł szybko zza zakrętu , niosąc na ramieniu wcale niemałej wielkości krzyż .Wszystko to trwało najwyzej kilka sekund , ale nam jego obecność wydawała sie nieskończenie długa i po prostu nas sparalizowała. Człowiek ten znikł tak nagle , jak sie pojawił i nikt nie zauważył gdzie. sie rozpłynął , bo własnie w tej sekundzie paraliż minął i chcieliśmy uwieczniać tę scenę.
Być moze to najnormalniejszy przypadek , być moze to jakis pątnik czy człowiek spełniający naznaczoną pokutę poprzez noszenie krzyża , nie wiem ????
Dla mnie to co sie wydarzyło , było przeżyciem , jakie zostawiło we mnie ślad na zawsze. Martwi mnie tylko jedno , bo przypuszczam , a własciwie jestem pewna ,że nie potrafię do dzis odczytać znaczenia tego w czym uczestniczyłam. Powie ktos ,że fantazjuję ,  przeceniam czy wyolbrzymiam to zdarzenie , ale wiem ,że tak nie jest .Często o tym myślę , ale wciąż  mam wrażenie ,że nie jestem jeszcze na właściwej drodze. do zrozumienia.....
Zdjecie oczywiście powstało jako kolorowe , ale ja uwielbiam je w wersji czarno-białej.


3 komentarze:

W drodze... pisze...

Rzeczywiście czytając tą historię o człowieku z krzyżem przechodzą ciarki po ciele, i zgadzam się z Tobą - w tym przypadku czerń i biel mają najgłębszy wyraz. Dla Ciebie i Twoich bliskich pogodnych, spokojnych, zdrowych i wesołych świąt Wielkiej Nocy :)

Magda pisze...

Nic nie dzieje się przypadkiem...To zdanie sobie wdrukowałam i mogę powiedziec, jest moją dewizą.Wszystko, czego doświadczamy jest po coś.
To co przezyłas jest magiczne bez dwóch zdań, nie zapomnisz tego nigdy cokolwiek to miało znaczyc i jakiekolwiek wzbudzac mysli.
Wesołych Świąt Jo!

baba juz stoi i lśni czekoladą, ale ja wariatka zrobiłam z nią dziwną rzecz. Śmieszna jestem i rozkojazona, as always. Ale ja tak rzadko cos piekę, że sobie wybaczyłam.
Obfocona zostanie moja wpadka, żebym miała ubaw na później:)

Beatta pisze...

Niezwykłe przeżycie...