wtorek, 2 marca 2010

Zawał serca nad secesyjnym zlewem....

Moja miłość do rzeczy pięknych i nietuzinkowych jest wielka ! Tak wielka ,że z jedną z  nich związana jest pewna  niewesoła z początku anegdota  . Przytargałam z jakiegoś targu staroci cudowny secesyjny zlew z żeliwa. Przepiękny secesyjny odlew ze wszystkimi   charakterystycznymi  motywami tego stylu . Skusił mnie, bo był dokładnie wypiaskowany i tylko własna pomysłowość ograniczała jego odnowienie i wykorzystanie. Już w drodze do domu obmyślałam plan na jego renowację .Zakupiłam wszystkie potrzebne materiały i przystąpiłam do pracy . Przygotowałam sobie stanowisko pracy na wyspie w kuchni  i zabrałam sie za robotę . Malowałam i pieściłam go trzy dni , z puszką farby przy nosie i maluśkim pędzelkiem w dłoni .Jak dziś pamiętam ,skonczyłam w niedzielę rano . Noc z niedzieli na poniedzialek , do dziś wspominam jak horror ! Obudziłam się  ze wszystkimi widomymi oznakami zawału serca / jak sie potem okazało / i natychmiast zawyrokowano sprowadzenie pogotowia ratunkowego , którego załoga taką właśnie postawiła diagnozę po zrobieniu mi EKG ! Karetka , szpital , badania , kroplówki , leki.....A po godzinie .....byłam jak młody Bóg !!!!!Lekarze skłonni prawie byli zaliczyć mnie do przypadków natychmiastowego ,cudownego ozdrowienia !!!! Ja oczywiście chcialam już i  zaraz uciekać z tego szacownego przybytku medycyny , ale okazało się to wcale nie takie proste .....W końcu trzeba było jakoś wytłumaczyć całe to zajście . Po dogłębnym wywiadzie na temat moich poczynań w ciagu ostatnich 48 godzin pani doktor ni mniej ni wiecej odkryła sprawcę tego calego zamieszania . Był nim mój CUDOWNY SECESYJNY ZLEW !!!!Stwierdziła  mianowicie ,że dokonałam porażenia , podrażnienia i uszkodzenia  układu oddechowego na wskutek silnego zatrucia farbami  / puszeczka pod samym nosem ;-))))  / , co dało objawy jak rzeczony zawał !
Jak by nie patrzeć nastąpiło to na wskutek mojej lekkomyślności , a tak się cieszyłam ,że farba nie śmierdzi , że głowa nie boli , no po prostu produkt - cudo . Efekty tej mojej pracy są dziś dwa . Negatywnym jest po dzień dzisiejszy mocna nadwrażliwosc na chemiczne zapachy , które momentalnie mnie "zatykają" , pozytywnym jest odnowiony zlew. Niezmiennie budzi on zachwyt moich gosci i z nawiązką wynagradza mi moja zawałową przygodę. Widać za ten efekt trzeba było zapłacić ;-))))



Tak wygladał po zakupie .Wypiaskowany.
Kolejne zdjęcia to już efekt mojej pracy.
Dziś w zależności od pory roku , trzymam w nim różne kwiaty.


W górnej częsci zdobią go kwiaty konwalii....



...w dolnej zaś kwiaty lilii wodnej .





2 komentarze:

Fatma pisze...

Jolu, umiesz wydobywać piękno z przedmiotów. Po Twojej renowacji zlew wygląda przepięknie ! Nawet nie przypuszczałam, że można taki przedmiot wykorzystać jako element dekoracyjny w mieszkaniu.Brawo!

Emocja pisze...

piekny przedmiot!
a przygoda z zawalem...kto by pomyslal...farba?nie znam sie,ale faktycznie 3 dni wdychania...dobrze,ze wszystko szczesliwie sie skonczylo i teraz z zartem mozna o tym opowiadac:)